Cześć Druhenki,
Wywaliło mi wczoraj Internet (jakieś naprawy sieci), na szczęście o 9-tej rano znowu zaczął działać. Jak żyliśmy bez Internetu??? Trudno już to sobie wyobrazić.
Najpierw obiecana tasiemka o Begijnhof w Amsterdamie. Jak nuDNO, to Druhny skrolują.
W centrum wielu starych holenderskich miast jest ulica o nazwie Begijnhof albo Begijnenhof. Natrafiwszy na taką ulicę, warto dobrze się rozejrzeć (albo zerknąć do przewodnika), bo nazwa ta wskazuje, że za bramą jednej ze średniowiecznych lub renesansowych kamienic kryje się kilkaset metrów kwadratowych zupełnie innego świata - idylliczna oaza zieleni i spokoju w pełnym zgiełku, zatłoczonym śródmieściu. Nazwa „Begijnhof” składa się z dwóch członów: „hof” to bardzo stare słowo oznaczające otoczony murem ogród albo zamknięty dziedziniec z ogrodem. W niderlandzkiej Biblii rajski ogród nazywa się „hof van Eden”. Nazwa „Begijn” to długa historia. Poniżej trochę info w wielkim skrócie.
Begijnhof jest zamkniętym terenem w centrum miasta należącym do grupy kobiet zwanych „Begijnen” lub zdrobniale „Begijntjes” [w wymowie w przybliżeniu „Bechajnen” / „Bechajnćjes”]. Begijnen pojawiły się w Europie (w Niderlandrach, Flandrii i Francji) w XII wieku. W Niderlandach pierwsze wzmianki o nich datują z 1150 roku. Begijtjes były (jak na ówczesne czasy) super-feministkami, chyba pierwszymi w nowożytnej Europie. Begijnhoven (liczba mnoga od Begijnhof) były swego rodzaju świeckimi klasztorami zakładanymi w śródmieściach, w których żyły samotne kobiety („stare panny”, wdowy, kobiety, które uciekły od męża). We wczesnym średniowieczu, kiedy kobiety miały bardzo niewiele do powiedzenia, a kobiety samotne już w ogóle nic nie znaczyły, Begijntjes zagwarantowały sobie prawa, o których inne damy mogły tylko marzyć. Częściowo podlegały miejscowemu proboszczowi, lecz miały o wiele większą wolność niż żyjące w prawdziwych klasztorach zakonnice. Begijnen musiały składać ślub czystości, lecz tylko na okres przynależności do tego świeckiego zakonu. Mogły z niego w każdej chwili wystąpić, wyjść za mąż i założyć rodzinę. W przeciwieństwie do zakonnic nie musiały składać ślubu ubóstwa, mogły posiadać własny majątek. Samodzielnie zarabiały na życie, pracując głównie jako opiekunki chorych i nauczycielki. Po rozrastających się Begijnhoven, pięknych domach, jakie dawały dla siebie budować widać, że wcale nieźle im się wiodło. Nie ma pewności skąd wzięła się nazwa Begijnen. Niektórzy twierdzą, że nazywają się one tak, ponieważ ich patronką była św. Begga (zm. w 691 r.), inni twierdzą, że ludzie je tak nazwali, bo nosiły habity w kolorze beżowym (beige).
Begijnhof w Amsterdamie to podłużny, zamknięty teren w samym sercu miasta. Jego murami (z dwoma bramami stanowiącymi jedyne dojście do Begijnhof) są rzędy pięknych wąziutkich kamienic. Na terenie Begijnhof znajduje się też drewniany dom z ok. 1425 r., jeden z dwóch najstarszych ocalałych drewnianych domów w Amsterdamie, oraz kościółek (obecnie protestancki, Begijnen to oczywiście katoliczki) i kaplica. Nie ma pewności, kiedy założono Begijnhof w Amsterdamie. Pierwsze dokumenty, w których jest o nim mowa pochodzą z 1307 roku. W źródłach historycznych jest dużo informacji o życiu Begijntjes. Wiadomo, że mogły swobodnie wychodzić do miasta, lecz nie wolno im było przyjmować w domu mężczyzn w wieku powyżej 3 lat (4-latki były już wyraźnie niebezpieczne, hihi). Mogły przyjmować odwiedziny koleżanek z zewnątrz, lecz koleżankom nie wolno było u nich nocować. Ponieważ Begijnhof leży w samym sercu Amsterdamu, władze miejskie zabroniły Begijntjes trzymania kur i psów, by nie zakłócać mieszczanom spokoju. Kościółek stojący na terenie Begijnhof nazywa się obecnie Kościołem Angielskim (Engelse Kerk), ponieważ po przejęciu władzy w Amsterdamie przez protestantów w 1578 roku oddano go angielskim prezbiterianom. Begijnen były oczywiście oburzone, że musiały wpuszczać na swój teren „pogan”, jak ich określały. Ostatnia amsterdamska Begijn, Agatha Kaptein, zmarła w 1971 r. Teraz Begijnhof zarządzany jest przez fundację o tej samej nazwie, która wynajmuje apartamenty w domach dawnych Begijntjes samotnym kobietom katolickiego wyznania. Zgodnie z wiekową tradycją dwie bramy prowadzące do Begijnof są nadal zamykane na noc. Od 2000 r. na teren Begijnhof nie wolno też wchodzić grupom turystów, mogą zwiedzać go tylko indywidualne osoby. Mimo to w sobotę i w niedzielę często są tam tłumy (jak widać na naszych zdjęciach@Dzidziuś ), bo wiele młodych par uważa Begijnhof za wymarzone miejsce na ślub (protestanci biorą śluby w Kościele Angielskim, a katolicy w Kaplicy Begijnen).
BEGIJNHOF, AMSTERDAM
Za prawym drzewem posąg Chrystusa - w zbliżeniu na kolejnym zdjęciu.
To zdjęcie znanej holenderskiej fotografki, Suzanne Dorrestein. Zamieszczam je, bo moim zdaniem pięknie oddaje ducha współczesnego Begijnhof. Jego mieszkanki bardzo o niego dbają.
W prawym rogu posąg Begijntje. Tak mniej więcej wyglądały te super-feministki.
A tutaj nasza Begijntje od tyłu. Ten czarny dom to jeden z 2 najstarszych drewnianych domów w A-damie (drugi jest na Zeedijk).
Te drzwi z białą balustradą to wejście do Kaplicy Begijen, A te tłumy to weselni goście, którzy wyszli właśnie z Angielskiego Kościoła.
Obawiam się, że trochę przedozowałam z Begijntjes... Jest wiele opowieści o historii amsterdamskiego Begijnhof, ale nie będę już nimi Druhen (i Druhów) zanudzać. Dla zainteresowanych link do witryny fundacji Begijnhof (w jęz. angelskim):
http://www.begijnhofamsterdam.nl/index_engels.html