przez GrejSowa So, 22.04.2006 22:33
Cześć, tu mówi Wasza Sowa Stone. A drugie imię jej Czterdzieści i Cztery…Dawno, dawno temu…wróciłam z roboty, Misiek wrócił ze szkolnictwa, podałam młodemu obiad, ległam na kanapie, więcej grzechów nie pamiętam…za wszystkie serdecznie dziękuję…Obudziłam się niedawno…jak raz na kolację… ale nie żeby mi ją KTO¦ zrobił…Jak tylko otworzyłam oczy Misiek złożył zamówienie na naleśniki, bo twierdzi, że moje są debeściarskie. Zawsze tak mi się podlizuje jak widzi, że jestem ledwo żywa…;-)) Zjadł prawie wszystkie. Dla mnie zostały gary kupery. No, nic…
Spałam mocno, bo przez chwilę mi się wydało, że jest noc..¦niło mi się, że ¦ciana wkleiła tekst…globus mnie trochę rozbolał, ale TYLKO TROCHę, ekhm, ekhm...
No, dobra…Jest weekend. Jest wieczór. Jestem wolna. Jestem free. Jestem free-wolna ;-) Dobre, co? COPYRIGHTS!!!
Popracuję tu...fajnie mam, co nie...?
¦cianulka - "Co by zrobił rekin gdyby spotkał się z Sową Stone"..? No, jak to, co...? Najpierw usiadłby z wrażenia, ale nie na jakimś tam krześle, tylko w skórzanym fotelu...następnie zafiurkałby sobie cygaro...a potem, patrząc Sowie prosto w oczy powiedziałby niskim, ponadźwiękowym głosem: "No, Sowa, opowiadaj jak to jesteś stjuardesom w konkordzie..". Nie bardzo wiem tylko, co z jego nogami...Ekhm, ekhm...Masz może jakiś pomysł...?
W sprawie paczki od Kangurzycy…dzizys, no przecież WIEM, że dostaliście i mieliście zawał, pamiętam jakby to było dzisiaj, mówiliście mi o tym!!! ALE NIE Z TAK DALEKA!!!! Kurna, z Melbourne do Seulu, PHI!!! A ja dostałam z Melbourne do Wawy. WOW!!!
No jak to po co naprawiłaś komórkę???!!! Żebym Ci mogła zawibrować, jak mnie najdzie ochota…To się nazywa ZNAK. Co udajesz, że nie wiesz...?
No, i dobrze, nic nie mów o..., czili dziób w kubeł, reszta jest w piosence ;-) Niestety, nie każda piosenka jest o Sowie, buuuu.
No, przecież siedzę pokornie pod stołem, co się czepiasz..? Ale i tak, jak chcesz, to możesz mi sprawić łomot bumerangowy…Jeszcze się pytasz czy może być…? ZAWSZE!!!Cooooo????!!!! Ja Cię unikam w realu…? A to się wkurzyłam się, bynajmniej uroczo…Chcesz w łeb? Może być butelka po piwie…? Tylko to mam w tej chwili pod ręką…
Kangurzyco – Masza jak wróciła z Kazimierza, to mi powiedziała, że ma dla mnie prezent i że to nie jest kogut. Całkiem możliwe więc, że to były te pisanki, co to je dostałaś, tak sobie kombinuję…ale nic się nie martw, sama wiesz jakie z Maszą są przeboje…;-) Żeby kartkę z Madrytu słać z Polski…W te pędy sięgnęłam po kartkę z Japonii, którą dostałam od ¦cianulki. Ufff, wysłana z Japonii…aż się spociłam z tych nerw…Za rękę możesz mnie trzymać kiedy tylko chcesz...Do ¦ciany są zapisy, bez kolejki tylko kobiety w ciąży i nawet Maga już się nie łapie…Tytuły filmów super!! Zaraz znajdę coś dla Ciebie…szczekaj, szczekaj....o!! mam!!! "Masza", dramat obyczajowy...kumasz czaczę...? Ale numer!! A nie mówiłam...????!!!
Puste, stare kościoły uwielbiam, zapach wody święconej, świec, kadzideł, starych murów, stęchlizny i takie tam…wszystko to razem wzięte daje jakiś specyficzny, kościelny zapach, który sprawia, że czuję się jakbym dotykała jakiejś tajemnicy…jeśli dodać jeszcze do tego dźwięki organów, to już po mnie…odpływam całkowicie…muzykę organową kocham od dawna…
Szpitali nie znoszę…Ostatnio byłam w szpitalu jak rodziłam Miśka, była Wielkanoc, Wielka Sobota…A przedtem, w młodości kilka razy, też rodziłam, ale….kamienie ;-) Raz spędziłam w szpitalu sylwestra…
W kwestii zdjęć, to zbawienne są dzisiaj te aparaty cyfrowe…Kiedy byłam w Anglii, sto lat temu, pojechałam z przyjaciółką do katedry w Canterbury. W tej katedrze nie można robić zdjęć w środku. Robiłyśmy je z ukrycia, piękne, olbrzymie witraże zapierały dech w piersiach...jak tylko minęłyśmy kolejnego, snującego się zakonnika, to od razu pstryk, pstryk…Co z tego, jak E. ma taką samą smykałkę do techniki jak nasz przebojowy Maszmun ;-) Otworzyła aparat, nie wiem po co, i film do wyrzucenia…Nie uwierzysz, ale dokładnie ta sama historia powtórzyła się w Windsor..Mówię do niej: E., zlituj się, żeby zobaczyć jak wyszły zdjęcia, to trzeba je najpierw wywołać, a nie otwierać aparat ;-)
Emcia – fajnie masz, że pojechałaś na wycieczkę. A wzięłaś ze sobą teczkę? Dzizys, co ja widzę, Ty już mówisz tak jak ja…”pujść”…? Co to znaczy…?
Dawaj te opowieści kozetkowe, nie ociągaj się, gołębnik wypucowany od dawna…od Ciebie nic nie wezmę (na początku ;-))) Wszystko zrozumiałam…Ciebie trzeba przytulać, całować, głaskać po globusie i mówić: „Wszystko będzie dobrze, Emciu, ciiii, ciii…” Może być…? Powiem Ci tylko, że jak ja bym zafundowała coś takiego ¦cianulce, to jakby mnie rąbnęła bez łeb, to znalazłabym się od razu u Ciebie w salonie, i to bez międzylądowania ;-)
A z tą salą operacyjną, to mi się przypomniał film z moim ukochanym Jasiem Fasolą „Nadciąga totalny kataklizm”, w którym on grał Tolibkę (a tfu!), to znaczy operował nie będąc chirurgiem. To była komedia, kapewu…?
Masza – a co Ty paczki żywnościowe dostajesz od Emci…? Dzizys, nic nie wiedziałam…podrzucić Ci też coś do żarcia…? No, i szczekam na to jajko…Jajko, jak wiesz, lubi pływać…;-))
W temacie sztuka…Poznałam jedną sztukę przez Internet. Też jej najpierw nie znałam, potem znałam tylko ze zdjęć…A potem przyleciała do Kraju-Raju. Myślę se – a pujdę obejrzeć, co mi tam. Zwłaszcza, że za darmochę. Szyby na szczęście nie było. Tłumu ludzi też nie, ale trochę się kręciło. Jeśli chodzi o mój odbiór….no, był i element zaskoczenia, i też się nie mogłam ruszyć z miejsca, jakby mnie wmurowało, mogę nawet powiedzieć, że zamarłam, i też prawie dosłownie na nią weszłam…jak Ty na ten obraz…No, i co ja mam teraz myśleć…? Aż się boję ;-)))
Bromba – wszystkie uczymy się życia od siebie nawzajem…i w tym tkwi siła HP! Poglądy na życie mamy różne, więc i sposoby radzenia sobie z nim też. Często o tym dyskutujemy, wymądrzamy się, spieramy i wspieramy jednocześnie, bo te spory są twórcze i bardzo nam pomagają…Już dawno zapewniłyśmy siebie o tym, że mamy wyłącznie dobre intencje. To dlatego w HP zawsze jest pokój i zgoda. No, dobra, wyciągaj tę cytrynówkę, ile można szczekać, co…? Przesyłam uśmiechy od ucha do ucha ;-))
Kasiu* - fajnie, że się znowu zderzamy, bo bardzo dawno nie gadałyśmy…Uśmiałam się z tym głosem wewnętrznym…I tak se kombinuję, że Ty to masz jeszcze jakąś nadzieję, bo jak ja piję, to słyszę wprawdzie różne głosy, ale nie ma wśród nich na pewno mojego wewnętrznego…Aha, gaśnica jest zawsze w pogotowiu!! Obok trampoliny.
Greenw – wiesz co? Mnie się czasem zdaje, że ty piszesz jak jesteś naprocentowana…;-) Trafiłam może...? Słuchaj, jak ja bym czekała na ekipę, żebym się miała napić, to dawno bym zwariowała...A w ogóle to lubię pić sama, bo wszystko dla mnie…a tak to się rozpraszam…tym liczeniem…No, na co czekasz, PIJ!! I szabadabada!!!
Tymi taśmami magnetofonowymi, starymi piosenkami rozczulasz mnie na maksa…
Teremi – z Twojego opisu mojego spotkania z rekinem, to zabieram koniaczek. Dzięki! W sam raz na dzisiejszą pogodę...
Magnolia – po jakiemu Ty gadasz…? A w ogóle to chciałam Ci powiedzieć, że czasem brakuje mi Twoich listów, takich jak w starej korespondencji, to tyle…Wyboru metody Callana gratuluję!!! Kulersko szybko się uczysz!
Ebuś, wiesz Ty co? Mnie to się podoba jak Ty wpadasz i piszesz: „nacisnąć, zapisać, pobrać”..i takie tam, i już Cię nie ma…Konkretnie, po męsku…nie to co my, kurna…fajne to jest…inspirujące ;-) Zaraz się biorę za te Twoje linki, bo mam zaległości…Jeśli chodzi o ten taniec, z tłuczeniem łbem, to czy można tłuc o ścianę…?
Chciałam jeszcze coś napisać, ale już nie pamiętam o czym zapomniałam…Piękne wszystkie zdjęcia, teksty i pod-teksty…Może zaraz jakiś obrobię…W Warszawie wiosna…Mama pojechała na rekonesans do naszego domku na działce…Tym razem wprowadziła się do nas rodzina szpacza. Ponoć są przeboje. Wszystko Wam opowiem, bo wybieramy się tam z Miśkiem w dłuuuuuuugi weekend…
Pozdrawiam wszystkich gaśnicowo i trampolinowo, a Greenw to nawet i trampkowo!!
Wasza Sowa Stone na krześle, bez fajki, za to w ekhm ekhm...