przez MarysiaB Śr, 28.12.2005 17:01
Cze, jestem, witam w nastroju poswiateczno-przednoworocznym.
Swieta mialam dobre, radosne, a nawet wesole. W Wigilie i pierwszy dzien bylismy u znajomych, z ktorymi spedzilismy wiekszosc naszych australijskich swiat. Nooo, tak jakos pamietaja o nas i zapraszaja. Oprocz nas corka gospodarzy z zieciem i dwojka wnukow. Od lat staly trzon zasiadajacych do stolu. Wczesniej dzielimy sie potrawami do wykonania, zeby nie wykonczyc pani domu. Wigilie zaczynamy dosc pozno, bo po 19-tej. W tym roku w drodze na te szczegolna wieczerze, mniej wiecej tak w polowie, okazalo sie, ze zapomnielismy... No, zgadnijcie, czego? Tak! Oplatkow! /A bylismy odpowiedzialni za ich dostarczenie./ Luuudzie! No i co? Kangur zawiozl mnie i dzieci na miejsce, a sam szybki powrot do domu. Oplatki w kopertach lezaly w baaardzo widocznym miejscu na szafce w naszej sypialni, ale tuz, tuz przed wyjsciem - Kangur to juz nawet siedzial w samochodzie - wpadl sasiad Grek z zyczeniami i prezentami i zrobilo sie zamieszanie. OK, tlumacze sie, jak moge. I tak cale szczescie, ze nasi znajomi niedawno sprzedali dom i przeniesli sie z farmy do sasiedniej dzielnicy. Przedtem mieszkali jakies 40 km od nas. Wigilia moglaby sie znacznie opoznic. Przy stole na poczatku bylo raczej do placzu, bo ten rok nie byl dla nas za dobry ogolnie i indywidualnie. W czerwcu zmarl ojczym Kangura, ktory dal mu to wszystko, czego nie chcial dac rodzony ojciec, ziec gospodarzy /ojciec chrzestny Oli/ dwa miesiace temu byl w Polsce na pogrzebie mamy, a na poczatku wrzesnia odszedl nasz wspolny znajomy - Ryszard, ojciec australijskiego poety Petera Bakowskiego. Wspanialy, pelen uroku czlowiek, pozytywnie nastawiony do zycia, ludzi, z ktorym nieraz biesiadowalismy. Kazda, najbardziej goraca dyskusje konczyl slowami: 'Zgadzam sie, ze sie nie zgadzasz.' Po oplatku i wspomnieniach skupilismy sie na wigilijnych potrawach /wszak wiekszosc dopiero za rok/, pozniej przyszedl Swiety Mikolaj, a zaraz potem trzeba bylo zbierac sie na Pasterke. W tym roku pojechalismy do 'australijskiego' kosciola, przy ktorym dziala szkola Piotrka i Oli. Calkiem niedawno zostal gruntownie odnowiony. Bylo pieknie, naprawde. Kosciol wypelniony po brzegi. A. zostal przy drzwiach. Po uroczystosci sam z siebie stwierdzil, ze bylo to dla niego 'glebsze przezycie religijne od wieeelu lat, moze nawet od chrztu.'/smieje sie/ A naprawde nie jest sklonny do egzaltacji. Wzruszenie od poczatku, kiedy to wszyscy pelnym glosem odspiewali 'Silent night, holy night.' /Teksty wyswietlane na ekranie to jest to!/. Inne koledy w wiekszosci jednak inne niz polskie. Optymistyczne, radosne, w stylu 'Przybiezeli do Betlejem pasterze.' Co jakis czas ktos z konca kosciola wnosil i kladl przy oltarzu swiatecznie opakowane pudelko z napisem: pokoj albo radosc, albo duch /spirit/ , albo sprawiedliwosc itp. Ksiadz, na wyciagniecie reki, mowil normalnie, jak czlowiek do czlowieka /przepraszam, ale nie znosimy z Kangurem maniery wielu polskich ksiezy, tego podnioslego stylu 'albowiem', tego 'objawiania' itp. I tak sobie kombinujemy, ze w Polsce musza uczyc albo uczyli takiego stylu wyglaszania kazan, bo tylko w polskim kosciele sie z nim spotykamy./ m.in. rowniez o ubieglorocznym tsunami. Stalam wsrod ludzi o najrozniejszych odcieniach skory - Europejczykow, Azjatow, Arabow /chrzescijanie z Libanu, np./, Hindusow /w chorze dwie panie w przepieknych sari/ - i czulam, ze istnieje cos takiego jak wspolnota ludzka, wspolodczuwanie, czulam radosc i dobroc plynaca z serc 'obcych' ludzi. A jednoczesnie wszystko bylo zwyczajne, nie na pokaz, bez jednej falszywej nuty. Znak pokoju - serdeczny i szczery, podobnie jak zyczenia merry Christmas, ktore skladalismy na koniec najblizszym sasiadom. Nooo, bardzo mi sie podobalo.
W pierwszy dzien natomiast dlugodystansowe biesiadownie /sklad ten sam co na Wigilie plus jeszcze jedna para./ Maraton trwal od 13.30 do ok. 20. W tym czasie robilismy krotkie przerwy i wychodzilismy parami, trojkami na spacer do przydomowego ogrodka. Tony przepysznego jedzenia. Ja zjadlam z pol tony, po czym brzuch mi sie wybrzuszyl. Robilam za kierowce. Kangur ululal sie dokladnie, co niezbyt czesto mu sie zdarza. Lubie go w tym stanie, bo wstepuje w niego wielka wesolosc. Niekwestionowana dusza towarzystwa, no, kocha caly swiat. Mnostwo najrozniejszych toastow, a najciekawszy to chyba 'za tych, ktorzy w dziecinstwie jedli chleb ze smietana i cukrem.' Kroku Kangurowi dzielnie dotrzymywal Bogus. Wedlug mnie najlepszy tekst na tym przyjeciu, calkiem na koniec wypowiedziala jego zona: 'Bogus, powiedz wszytkim ladnie do widzenia i jedziemy do domu.' /A Bogus ma prawie 60 lat i dwie wnuczki./ Latwo powiedziec! Najpierw trzeba bylo dojsc do samochodu. Bogus uznal, ze najrozsadniej bedzie trzymac sie sciany, na koniec tylko troche zboczyl z kursy, podszedl do kwiatka doniczkowego w rogu, sprawdzil miesistosc/grubosc liscia /?, tak to wygladalo/ i opuscil przyjazne progi. Kangur w domu padl jak czyzyk i nie dawal znaku zycia do pierwszej w nocy. Luuudzie! Na drugi dzien Swiat odpoczywalismy po pierwszym. Zajecia w podgrupach. A. wybyl na dluzszy spacer po osiedlu, a potem pojechal z dziecmi na basen. A ja - kawa i desery /poza tym glodowka/, lezenie na kanapie i czytanie przeterminowanych gazet od rzeznika Andrzeja /moj byly sasiad/. Drugi dzien Swiat nazywa sie tu Boxing Day. Wszyscy maja wolne oprocz handlowcow. Dla nich to chyba najwazniejszy dzien w roku. 26 grudnia zaczynaja sie wielkie wyprzedaze sklepowe. Wieloletnia tradycja kultywowana w krajach Commonwealthu /UK, Australia, Nowa Zelandia, Kanada.../ Jest kilka teorii wyjasniajacych jej pochodzenie. We wszystkich historyjkach przewija sie motyw wreczania tego dnia prezentow obcym ludziom, sluzbie, pracownikom itp. Wspolczenie wyglada to nastepujaco: tlumy z przylepionymi do witryn nosami od wczesnych godzin czekaja na otwarcie sezamow, aby zdobyc rozne lupy za polowe ceny. No i jeszcze zakrecone kolejki do sklepowych serwisow, bo ludzie oddaja, wymieniaja, zamieniaja otrzymane w przeddzien prezenty. Wszyscy kupuja ozdoby, papier, kartki na Boze Narodzenie, bo 50% off, a za rok jak znalazl.
Wczoraj dalej swietowalismy, a dzisiaj Kangur musial w koncu pojsc do pracy. Wrocil wczesniej, bo nic tam specjalnego sie nie dzieje. W Australii sezon wakacyjno-wyjazdowy. Zylo sie wolno, a teraz bardzo wolno. Moj szef zamknal biznes i wybyl do swojego domku nad oceanem. Przewiduje powrot po 10. stycznia. Pogoda cudna, na Swieta mielismy ochlodzenie do 22-23 st., a teraz upaly dobrze powyzej 30. Pojutrze wyjezdzam na zadupie zw. Cape Conran. W sylwestra i Nowy Rok bede na plazy, no chyba, ze tajfun, czego sobie nie zycze. Postaram sie jeszcze tu zajrzec.
Duska, normalnie sie zmartwilam. Duzo zdrowia Ci zycze, nie choruj juz kobito.
A co u Magi i Groszka?
Wszystkich serdecznie pozdrawiam. I jeszcze aniolek na nowy rok:
Ostatnio edytowano Cz, 29.12.2005 15:11 przez
MarysiaB, łącznie edytowano 2 razy