WIKTOR (2)

Tutaj publikujcie swoje opowiadania, scenariusze, felietony, rysunki itp

WIKTOR (2)

Postprzez Owsianko Cz, 08.07.2010 15:29

Czy Ci mówiłem o rodzinie? Miałem ją, choć nie zgadało się. Chciałbym, byś trochę wiedziała o niej. Zacznę od pieca. Początek jest o Mamie. Był to wtedy czas, gdy wolałem nudzić się zespołowo, wolałem wyjść na podwórko, zobaczyć inne dzieci, dowiedzieć się, jak żyją, co robią, kiedy starych nie ma na horyzoncie, czy mają prawdziwego Tatę.

Jednak coś za coś: mogłem się z nimi zadawać tylko na podwórku. Do nas, do domu, nie miały po co przychodzić. Za dużo im było nie wolno. Wszędzie wysprzątane na błysk, trzeba wkładać pokrowce na buty, nie zostawiać śladów na meblach.

Zbyt głośny śmiech zawadzał Mamie, rozpraszał ją. Przybiegała z awanturą, stawała w drzwiach i zabierała się za troskę o nieletnich, za rozważania o ich niepewnym jutrze. To samo z bieganiem, tupaniem, wszelką ekspresją. Cudze szczęście było dla Mamy obrazą. Jeżeli w domu wisielca nie wypada nawijać o stryczku, to przy mnie nie uchodziło manifestować radości. No, a kto udźwignie tyle zakazów? Toteż na ogół siedziałem sam; w pazurach maminej opieki.

W pokoju mogłem być sobą, zajmować się czym chciałem, w głównej mierze udawaniem, że jestem nadzwyczaj zajęty różnego rodzaju pilnymi robótkami. Zamykałem drzwi na zasuwkę i od razu znajdowałem się poza wszelkimi odgłosami. Zasłonięty w bezpieczną kotarę z ciszy, uchylałem okno wychodzące na chodnik, na ludzi maszerujących aż do rogu. Dalej znikali za wysokim drzewem, rozmazani, niewyraźni.

W domu jednak byłem nieczęsto. Przeważnie bawiłem w szpitalach, ciesząc się nieustannie podłym zdrowiem, na ogół zawierałem znajomość z rehabilitacjami w licznych sanatoriach. Szpitale były dla mnie drugim domem, oazą i emfatycznym deptakiem, były ratunkiem przed szyderstwami pochodzącymi od najbliższego otoczenia, od sąsiadów z piętra, od ironii tych, których mogłem lekceważyć na zewnątrz, którzy jednak ranili mnie, gdy zostawałem niczyj.

Lecznice i sanatoria były moją ucieczką, a zarazem – wyzwoleniem od skrępowania wobec ludzi, z którymi nie potrafiłem nawiązać kontaktu. Byłem tam wśród swoich, w miejscu znanym na wylot, byłem jednym z wielu odmieńców, nie wyglądałem na cudaka, uczestniczyłem w życiu całkiem nowym, jeszcze nieznanym, a już podniecającym. Mieliśmy wspólne tematy, podobne problemy, mogliśmy porozumiewać się bez omówień i szczegółowych wyjaśnień, a wrażenia ze wszystkich pobytów w tych miejscach układały się nam w mozaikę: chcieliśmy znaleźć się w punkcie, który byłby sumą doświadczeń, wypadkową systemów leczenia, kwintesencją prowadzonego życia!

Na próżno!

A mimo to, były pobytami jedynymi w swoim rodzaju. Niepowtarzalne były usypiania w towarzystwie argusowej lampki palącej się przez całą noc, lampki kontrolującej podświetloną, fioletową ciemność sali, omiatającej, jak punktowy reflektor, przestrzeń wypełnioną workami z duszą, niezapomniany był przejmujący szczęk sprężyn materacy wypełnionych pękatą zawartością ciał ze szklistymi oczami, kadłubów z nosem podłączonym do tlenowej butli.
Ostatnio edytowano So, 24.07.2010 07:03 przez Owsianko, łącznie edytowano 1 raz
Owsianko
 
Posty: 221
Dołączył(a): Cz, 03.08.2006 14:57

Re: WIKTOR (2)

Postprzez ZENOBJA N, 11.07.2010 16:08

...
Tyle dróg budują a nie ma gdzie pójść. Jan H.
Avatar użytkownika
ZENOBJA
 
Posty: 3493
Dołączył(a): Cz, 15.10.2009 21:46





Powrót do Wasza twórczość