Mocne, turpistyczne i raczej dla dorosłych

Tutaj publikujcie swoje opowiadania, scenariusze, felietony, rysunki itp

Mocne, turpistyczne i raczej dla dorosłych

Postprzez Smokun Wt, 15.05.2007 08:11

Opowiadanie o depresji, która sięga schizofrenii - pt. „KOPCIUCH”

Joanna spojrzała w odbicie na swoją młodą twarz, jakby obcą. Nie musiała się malować i nie chodziło o to, aby być piękną. Te kreski, kreślące powieki bruzdami czerni, miały ją przerobić na bardziej dorosłą, a wręcz wyuzdaną. Rzęsy wokół niebieskich oczu zastygały w tuszu pogrubione i wydłużone. Poprawiła jasne włosy, które miękko obejmowały ramiona, sięgając niemal do pasa. Nachyliła się do lustra, aby sprawdzić efekt kosmetycznych zabiegów i usłyszała pukanie. Poznała ten stukot paluszków braciszka, który chodził za nią w krok w krok. Uśmiechnęła się do odbicia. Zrobiła z ust dzióbek i jej wargi przeistoczyły się w pąk czerwonej róży, który za chwilę miał być brutalnie zgwałcony mięsistą szminką. Wysunęła z tubki krwistą pomadkę, skręciła ze złością z powrotem i ogarnęły ją wspomnienia. W umysł wtargnęły obrazy pełne wyciągniętych rąk, które jak oślizgłe węże walczyły między sobą, aby dotknąć, pomacać, poklepać i wcisnąć w gumkę stringów banknoty. Znowu skok w górę i korkociąg w dół, i mocniej do tyłu, aż do głębokiego łuku, i niżej na kolana, do kołyski z wypięciem pośladków pod same nosy, i do przodu biodra z jednoczesnym przejściem w poprzeczny szpagat, i karuzela wokół rurki, ciepłej od łona i zmęczonych dłoni.
– Aśka, co robisz? Otwieraj!
Te natarczywe projekcje budziły ją w nocy i aby z powrotem zasnąć musiała opłukać twarz w zimnej wodzie. Czuła się brudna i jakaś taka jakby wymięta. Usłyszała jak braciszek odbiega od drzwi, skarżąc płaczliwie.
– Mamo! Aśka jest w łazience. Znowu się maluje.
– Cicho. Nie krzycz – zawołała kobieta zmęczonym głosem.
– A kto mi opowie bajkę na dobranoc? Mamo! Ty nie znasz bajek. O biednym kopciuszku i bogatym królewiczu. I o pantofelku, który zgubiła. Mamo!
– Gdzie ona znowu lezie? – Męski głos zadudnił ochryple.
– Co się tak głupio pytasz? Dobrze wiesz gdzie... Lata do tego nocnego klubu, jak pszczoła do miodu – matka ściszyła głos jakby się wystraszyła własnych słów.
– Chciałaś powiedzieć, jak mucha do gnoju. Taka z ciebie matka? Ja zabraniam!
Joanna wypuściła szminkę, która wpadła do umywalki i zdominowała czerwienią rdzawy zaciek z przeciekającego kranu, który już od dawna nie mógł się doczekać wymiany uszczelki. Gospodarza przed naprawami wykręcał się szukaniem pracy. Znikał na całe dnie i wracał pijany, śmierdzący alkoholem i brudny jakby przed chwilą wylazł z kanału.
– Masz się za dobrego ojca. Tak?! No proszę, a to niespodzianka!
– No nie, nie po, po, pozwo.... – Ojczym zaczął się jąkać.
W umywalce pojawił się nowy kolor, wpadła szarość. Najpierw mała kropelka rozbryzgała się promieniście, a potem poleciały ciężkie łzy, zabrudzone tuszem z rzęs i dopełniły abstrakcji na białym tle, w tonacjach czarno – czerwonych. Joanna bezwiednie przypomniała sobie swój wiersz, który schowała na dnie szuflady.
Gdzie się ma tak wiele, no i po co?
Gdzie się chce tak mocno, i za mało?
Gdzie się wie tak dużo, i byle, co?
Gdzie się kocha tak krótko, i byle gdzie?
Gdzie się wierzy tak płytko, i na pokaz?
Gdzie się jest tak bardzo, i byle jak?
No?... No gdzie?
Zachrypły głos ojczyma i przypomniał o sobie.
– Ta dziewczyna skończy na ulicy!
– Tak! A za co mam opłacić mieszkanie! Za co chleb kupić!
– Oj cicho, cicho, daj już spokój!
– Wiesz, co to znaczy powiedzieć dziecku, że nie ma jedzenia w domu?
– No mówię ci przestań!
Atmosfera wzajemnej drażliwości snuła się niczym mgła w zagrzybionych zakamarkach mieszkania, wsiąkała przez lata w te ściany, które dopadł liszaj biedy, strasząc wypłowiałą farbą i łuszczycą tynku. Właśnie budziły się zaszłe przykrości zaznane dawno temu, a teraz odgrzebane z satysfakcją, te krzywdy, które podczas kłótni wzbudzały się niczym kurz osiadły pod meblami.
Joanna wybiegła z łazienki. Minęła przedpokój i stanęła w drzwiach do kuchni. Chłopiec w wieku przedszkolnym objął jej udo, tuż pod kusą spódniczką i stali patrząc na rodziców. Ojczym miał na sobie spoconą podkoszulkę i siedział jak zwykle w tych swoich wytartych spodenkach, wypłowiałych w miejscu wiadomym, które wręcz nawykowo molestował do granic wytrzymałości nitek. Matka przepasana fartuszkiem zabierała naczynia ze stołu. Dziewczyna zajrzała w wystraszone oczy brata. Postanowiła załagodzić napiętą sytuację, ale coś jej stało w gardle.
Matka mówiła zapamiętale, bardziej do siebie niż do męża.
– Człowiek łapie się każdej roboty. Za tych parę groszy.
– I komu się żalisz?
– Pracuję w barach... I myję te zasrane kible, zarzygane pisuary.
– No kobieto!...
– A ten, co? Chleje jak świnia. Ty moczymordo!
– Cicho! Bo jak walne w ten głupi łeb!
– Tak, a proszę bardzo! Użyj sobie! No, co, no?
– Sama się prosisz, sama!
Ojczym wstał. Matka do niego doskoczyła. Niemal zderzyli się głowami. Stali tak na przeciwko siebie z wypiekami złości na twarzach i błyskami nienawiści w oczach, jak koguty, które za chwilę ruszą do krwawej walki.
– No bij! A możeś za mało pijany, co?!
– Zamknij się!
Matka nie panowała nad sobą i prowokowała ojca. Braciszek ścisnął mocniej udo, którego ciepło dawało mu poczucie bezpieczeństwa. Popatrzył na siostrę, równie jak on przerażoną. Drżał na całym ciele.
– No uderz tylko, to cię normalnie zagryzę, świnio!
– Podpuszczasz, drażnisz, a... A po, po... Potem płaczesz – wyjąkał ze złością ojczym, kręcąc głowa jakby podświadomie dawał znaki ciałem, żeby zamilkła.
– Brak ci odwagi? No to masz! Zachlej się na śmierć ty moczymordo nienachlana...
Kobieta odeszła w stronę kuchennej szafki. Z pomiędzy słoików wyciągnęła butelkę wódki. Mężczyzna na widok alkoholu opadł ciężko na taboret i zamarł zahipnotyzowany flaszką. Odezwał się, a jego głos nie pasował do echa poprzednich słów, które jeszcze dudniły w uszach, i jakby przyczaiły się w cieniach zakamarków, czekając na kolejną szansę zaistnienia.
– O! Flaszka się uchowała, a to niespodzianka.
– No widzisz stary pryku, tyle razy szukałeś i nie znalazłeś.
– A kto wyżłopał do połowy? – zauważył skwapliwie mężczyzna i dodał niemal pieszczotliwie. – Znalazła się abstynentka.
– A co, nie wolno? Ja przynajmniej trochę grosza przynoszę do domu, a ty nawet zasiłek potrafisz przechlać. Ech ty! – żona klepnęła męża polubownie w czoło i postawiła kieliszki na stole, usiadła.
Mężczyzna oblizał spieczone usta. Uśmiech przemknął przez jego napuchniętą od uzależnienia twarz i wyciągnął łapczywie rękę, z zamiarem rozlania wódki. Żona, gdy zobaczyła trzęsącą się dłoń wyrwała mu flaszkę i sama rozlała alkohol.
Joanna wypowiedziała słowa, które nie chciały przejść przez zaciśnięte gardło.
– Przestańcie pić!
Rodzice nie zwrócili uwagi na płaczliwe słowa córki, wypili z ulgą. Ojczym już spokojną ręką rozlał kolejną porcję alkoholu i opróżnił kieliszek.
– Przestańcie pić, Jasiu się boi! – krzyknęła dziewczyna, poruszona tym, że nawet nie zwrócili na nią uwagi, jakby w ogóle nie istniała.
Matka popatrzyła na dzieci przez ramię męża. Ujrzała rozmazane oczy córki i synka, który ze strachu ściskał udo siostry. Ojczym również usłyszał wrzask i odwrócił się gwałtownie razem z taboretem. Wymierzył w pasierbicę paluchem, mówiąc.
– No proszę! Następna się drze... Zobacz lepiej jak wyglądasz...
– Przestańcie!
– Jak ty się w tym nocnym klubie pokażesz? – matka ukryła uśmiech w dłoniach, zatrzęsła się od śmiechu.
Ojczym pogardliwie machnął ręką, odwrócił się do stołu i wymamrotał pod nosem, bardziej do siebie niż do obecnych.
– W burdelu, chciałaś powiedzieć. Nic nie zarobi na tej ich błyszczącej rurce.
Matka podniosła kieliszek do ust i jeszcze dodała przed wypiciem.
– Dziewczyno weź się popraw, podmaluj.
Podpity mężczyzna zaczął się jąkać, wzbudzając u małżonki, wybuch śmiechu.
– Brak ci... No tego, tam… No... Seksapilu ci brak!
Chłopiec podniósł głowę. Popatrzył na siostrę i wybuchł histerycznym śmiechem. Joanna odtrąciła brata i odeszła do drzwi. Klęczące na podłodze dziecko zapłakało.
– Jasiu! Jasiu! Chodź do mamy! Chodź. Aśka zaraz wróci.
Matka podeszła do synka i przytuliła go do siebie. Popatrzyła z wyrzutem na męża. Jej twarz zaczęła chmurnieć pod wpływem słów okrutnych i niesprawiedliwych.
– Jakżeś ją wychowała! Świeci tym gołym tyłkiem, jak jaka kurcze pióro. Zobaczysz skończy na ulicy. To będzie twoja wina!
– Na ulicy skończy przez ciebie, zboczeńcu.
– No, co, co? Co, co ty? – ojczym Joanny zaczął się zacinać, uciekł z oczami.
– A kto się do niej dobrał po pijaku, co? Od tamtej pory budzi się z krzykiem, nie może spać... Trzeba z nią iść do lekarza iść...
Mężczyzna gwałtownie wstał, aż taboret potoczył się pod kaloryfer i wyszeptał groźnie, a w jego głosie można było usłyszeć przestrogę.
– Nigdzie z nią nie pójdziesz, i cicho mówię! Bo jak w mordę dam, to! – głośne słowa zagłuszył trzask drzwi.
Chłopiec wybiegł do przedpokoju, dopadł drzwi. Chciał uciec, pobiec za siostrą, ale ktoś trzymał klamkę z drugiej strony. Joannę ogarnął strach. Kłótnia zaogniła się od nowa, jeszcze moment i pochłonie wszystkich domowa bijatyka. Nie chciała, aby braciszek był tego świadkiem, ale z drugiej strony nie mogła go ze sobą zabrać. Tam gdzie się wybierała traciło się dzieciństwo bezpowrotnie. Z głębi mieszkania dochodziły krzyki.
– Cicho mówię! Bo kurcze pióro połkniesz ten parszywy jęzor.
– Tak! Cicho szaaa... Szaaaa szaaaa. Bo się ktoś dowie.
– Uspokój się kobieto.... To było po pijaku! Tylko jeden raz, przecież wiesz. Myślałem, że to ty. Jest taka do ciebie podobna.
– I to moja wina, tak! Bo ci dupy po pijaku nie daję. Tak?!... Tylko dzieci by robił, ale kto je wyżywi to już nie jego sprawa. Byleby na wódkę starczyło, co?
Joanna opadła na wycieraczkę, łzy pociekły po policzkach. Doskonale wszystko słyszała, czuła jak braciszek mocuje się po drugiej stronie drzwi. Po chwili chłopiec dał za wygraną i odbiegł. Odgłosy kroków pochłonęła zajadła awantura.
– Byłem pijany! Nie pamiętam! Włóczy się po nocy, tańczy półnaga.
– No i co?! Zarabia przynajmniej pieniądze…
– Wywala dupala pod same nosy.
– I to jej wina, żeś się do niej dobrał, jak spała...
– Zamknij się wreszcie. Ty!....
Aśka rzuciła się biegiem w dół schodów. Chciała uciec od odgłosów bicia, od tego podłego miejsca i zapomnieć, po prostu nie myśleć. Piętro niżej usłyszała pukanie do drzwi. Zwolniła i starała się schodzić normalnie, aby nie zwracać na siebie uwagi.
– Patrz pani! Nawet dzień dobry nie powie – zauważyła wychodząca.
Czekająca na nią koleżanka miała w ręce książeczkę do nabożeństwa, zapewne obie wybierały się na wieczorną mszę, ich ciemne i czyste ubrania przemawiały za tą ewentualnością. Czerstwa kobieta zmierzyła dziewczynę pogardliwym wzrokiem.
– To Aśka z pod jedenastki. Ale się rozmazała. Nie poznajesz pani.
– Tak, to ona! – przyznała rację koleżance korpulentna kobieta, pokręciła głową z niedowierzaniem i dodała. – Co za wychowanie?
– A jak ubrana? – wtrąciła krzepka kobieta i prychnęła z obrzydzeniem.
Joanna potknęła się na schodach i na półpiętrze poprawiała buta. Czekała, aż kobiety zejdą niżej. Ogarnął ją wstyd, gorące policzki piekły. Kobiety mówiły niby szeptem, ale doskonale wiedziały, że je słychać.
– Pani!... I te ciągłe awantury, uszy aż puchną. A jakie wyzwiska? Bijatyki.
– Podobno ta mała jest tancerką, i to jaką?... Wstyd powiedzieć?
– Ależ kochanieńka, mnie to można wszystko powiedzieć, wszystko, wszyściutko, ja nic nikomu, nic...
– Sąsiad z pod szesnastki ją widział w nocnym klubie.
– Co też pani powie?
– Gołe pośladki pokazywała i nie tylko...
– Co też pani? A co jeszcze?
– Robiła takie, tam, no... Rozciągania, no wie pani... Szpagaty!
– Co za czasy, Sodoma i Gomora...
– Chodźmy sąsiadko, bo się do kościoła spóźnimy.
– Tak! To już czas. Trzeba się pomodlić.
– Za naszego wielkiego Polaka..
– O tak koniecznie, i za całą tą kamienicę...
Rozmowa kobiet zanikła.
Joanna opadła na kolana i osunęła się na bok. Poczuła jak ogarnia ją wir. Poddała się. Nie miała już sił. Podkuliła nogi i tak zastygła w pozycji embrionalnej, jak niemowlę wyrzucony na śmietnik, które przestało już płakać i kszykiem wzywać utracone ciepło, bo jeszcze nie umiało je nazwać, chociaż to tak łatwe słowo.
– Mamo, mamo – wzywała ratunku, ale to ciche wołanie pochłonęły zdewastowane lamperie, pełne sprośnych rysunków i obrzydliwych wyrazów z błędami ortograficznymi.
Joannę ogarnęły szepty, lubieżne mlaskania, bezwstydne sapania, pijackie mamrotania, głosy pełne wulgarnych świństw, których doświadczała, gdy tańczyła w nocnym klubie. Nieubłaganie przenikała. Na początku ostrożnie jakby się bała wystraszyć upatrzoną ofiarę. Niosła ze sobą lodowaty powiew i gorycz. Wir depresji znalazł swoje źródło, ciągnął na samo dno... I wtedy ostatkiem sił podjęła walkę. Rozpaczliwie szukała w pamięci czegoś pięknego, wzniosłego... I nie znalazła. Skuliła się w sobie, ale tam wcale nie było lepiej, wprost przeciwnie. Poczuła, że jest uwięziona we własnej klatce piersiowej i wygląda z za krat żeber jak przerażone zwierzątko, patrzące na świat przez rozdarte ze strachu powieki. Nagle zdała sobie sprawę z oczywistej prawdy, zaznała wręcz ukojenia, kiedy zrozumiała, że przyszła po nią Ona – Pani Ukojenia, aby dać jej możliwość ucieczki, z tego podłego świata. Postać uśmiechnęła się i powiedziała.
– Twój czas dobiega końca, wystarczająco dużo już wycierpiałaś...
Biała postać wzięła ją za rękę i zaczęły iść w górę, coraz wyżej i wyżej.
– Gdzie mnie prowadzisz?
– Idziemy do wyjścia! Mówiłam ci, zasłużyłaś na wolność...
– Pójdę do nieba, spotkam GO?
– Boga?... Bóg, jest daleko, jego byt jest nieskończony i dla niego twoje życie to moment, to jak płomień zapałki... Stworzył świat w ciągu siedmiu dni, ale dni Boskich, a nie ludzkich, jego wdech i wydech, to jak dla ciebie pory roku....
– Nie rozumiem...
– Dla Boga, który patrzy z wymiaru gdzie czas płynie względnie wolniej ludzka egzystencja przemyka niczym płonąca zapałka, która nagle rozpala się cierpieniem, płonie radością życia, przygasa i zdziwiona brakiem ognia kurcz się, kruszeje, rozpada w proch... Czy nigdy nie słyszałaś, że Bóg nie rychliwy, ale sprawiedliwy?
– Słyszałam, myślałam, że Bóg mnie nie kocha skoro nie chce wysłuchać...
– Trzeba się modlić przez długie godziny, kontemplować i w każdej chwili utrzymywać łączność poprzez umysł... A ty? No cóż, twoja modlitwa była jak trzask iskry elektrycznej... Od pstryknięcie i tyle....
– To, dlaczego nie zostałam wysłuchana?
– Ktoś kiedyś powiedział, jeśli chcesz zrozumieć wszechświat, to spojrzyj w siebie, tak samo na górze jak i na dole, kosmos to makrokosmos, a ty to mikrokosmos...
– Nie rozumiem....
– Spojrzeć w siebie i pomyśl o jednej z twoich komórek, która zaistniała rano a już teraz zamiera, właśnie teraz, kiedy o niej pomyślałaś. O już przestała istnieć... Jednak nie użalaj się nad jej krótką egzystencją. Jak wiesz czas jest względy i z jej punktu odczuwania żyła długo, miała czas na rozwój, podział i śmierć.
– Teraz rozumiem....
Luk był otwarty. Wiedziała o tym, gdyż na dachu był gołębnik i czasem dokarmiała ptaki. Gołębiarz już nie żył, ale jego wnuk doglądał gołębie. Wyszła na dach i spojrzała na kamienice obłupane z tynku i dalej na ogromne blokowisko, chwytające kanciastymi ramionami zamglony horyzont. Ogarnęła wzrokiem te betonowe sześciany z tysiącami oczodołów, które wpatrywały się w nią obojętnie i jakby z pogardą.
Joanna przeszła tuż obok chłopaka, który odwrócony tyłem podszedł do jednej z klatek i wyciągnął pstrokatego ptaka, pogłaskał go i wyszeptał.
– No Łaciata dalej w górę. Pobujaj z innymi. Rozprostuj skrzydłaaa – ostatnie słowo przeciągnął i wypuścił gołębia, w szerokim rozmachu.
Chłopak nie zwrócił uwagi na dziewczynę. Usiadł na drewnianej skrzyni i jak co dzień obserwował krążące ptaki. Na dachu lądowały gołębie. Samce tańczyły wokół obojętnych wybranek, nastroszone i dumne. Inne dziobały ziarno. Wzlatywały spłoszone cieniem chmury i znowu po chwili przysiadały na czarnej papie.
– Jesteście wolne! Z dala od tej szarości, tego morza betonu. A i ja nareszcie znalazłem pracę. Może poznam jakąś fajną dziewczynę. Nawet mam, taką jedną na oku. Jest z naszej kamienicy, ale jakoś nie mam odwagi.
Joanna ominęła powyginane anten telewizyjne, które przytwierdzone do kominów sprawiały wrażenie kołtunów na wyłysiałej czaszce kamienicy, i szła dalej. Zawadziła butami o piorunochron i w tym momencie usłyszała krzyk.
– Co robisz!? Aśka uważaj! Nie!
Szpilka buta wbiła się w starą papę, jakby chciała samobójczynię powstrzymać przed tym, co nieuniknione. Wyciągnęła stopę z buta i bezwładnie osunęła się. Obróciło nią jakieś szarpnięcie i uderzyła o pionową ścianę, ujrzała chłopaka z wyciągniętą ręką, w której trzymał jej dłoń, powiedział, jakby chodziło o drobiazg.
– Zgubiłaś buta!
– Puść, chce uciec z tego piekła...
– Nawet w piekle można sobie zbudować mały raj, chcesz spróbować?
– Chce!


ARKADY
Smokun
 
Posty: 34
Dołączył(a): Wt, 08.05.2007 08:02
Lokalizacja: D

Postprzez kreska Wt, 15.05.2007 23:13

hm

podoba mi się do ucieczki z domu, mimo, że cały ten dialog między matką a ojczymem jest chyba trochę zbyt rozciągnięty w czasie (chodzi nie tylko o czas zawartości fabularnej)

druga część mi się nie podoba zupełnie, chodź pomysł na nią bardzo ciekawy

pozdrawiam, miłego pisania ;)
kreska
 
Posty: 1813
Dołączył(a): Śr, 04.01.2006 16:36

Postprzez Smokun Śr, 16.05.2007 11:20

Dzięki za dobre rady, miałby jednak prośbe, napisz, co w drugiej częsci jest nie tak, chętnie wysłucham krytyki, i jestem otwarty na inspiracje.

ARKADY
Smokun
 
Posty: 34
Dołączył(a): Wt, 08.05.2007 08:02
Lokalizacja: D

Postprzez kreska Cz, 17.05.2007 18:31

to nie jest tak, że "coś jest nie tak" napiszę tylko, krótko ci mi się nie podoba i co mnie wkurzało...

po pierwsze- język Pani Ukojenia, ten język nie definiował w żaden sposób postaci jako czegoś niezwykłego i nieuchwytnego, a podejrzewam, że takie było założenie, Pani Ukojenia mówiła cytatami z Biblii, skończonymi, zamkniętymi, miała aspiracje dydaktyczne z czym niestety się nie kryła i w pewnym sensie kompromitowała dzięki , zdaje się , dwukrotnemu "nie rozumiem" głównej bohaterki.
po drugie- sceneria, skonwencjonalizowana do zarzygania (przepraszam, nie mogłam się powstrzymać), ma się wrażenie, że za chwilę Kopciuszka uratuje Dobra Wróżka, w realny świat, który pokazałeś/aś w pierwszej części wkrada się kiczowata fantastyka zupełnie, ale to zupełnie mnie nie ujmująca
po trzecie - tu mi też coś nie gra z czasem, teraz już z proporcją, tym razem tego czasu o którym wcześniej pisałam, jest dla mnie za mało, zbyt WIELKIE rzeczy się dzieją, żeby zajmować tak mało czasu, oczywiście, gdyby Wróżka nie była pedagogiem to i niedosytu się by nie czuło, ale teraz czuję
po czwarte- to takie tam moje gadanie ;)
po piąte- pozdrawiam
kreska
 
Posty: 1813
Dołączył(a): Śr, 04.01.2006 16:36

Postprzez Smokun Cz, 17.05.2007 19:35

Dzięki Kreseczko, że wyraziłaś się nieco szerzej. :P
Fajnie, że znalazłaś w tym opowiadaniu alegorie do bajki o Kopciuszku,
nie będę wnikał, w Twoją interpretację, masz swoje racje i prawo do nich, dzięki za budującą szczerość, postaram się poprawić.
Postać Pani Ukojenia jest kontrowersyjna, to dobrze i wypadałoby ją rozbudować dla jasności, to dla mnie ważna wskazówka, dzięki. :shock:
Z mojego punktu widzenia, jest projekcją doprowadzonej do depresji Joanny, która podświadomie szuka usprawiedliwienia dla podjętej decyzji o samobójstwie, w ten sposób zrzuca z siebie winę na stworzoną przez siebie Panią.
Słowa Pani Ukojenia nie są cytatami, są moje i raczej bym je wiązał
z Buddyzmem, parapsychologią, interesuje się religioznawstwem i uważam, że nie ważna jest religia jaką człowiek wyznaje lecz czystość jaką osiagnie dzięki niej, to cytat z jakiegoś mojego dramatu, który zalega w szufladzie ...

Dzięki i pozdrawiam...
Smokun
 
Posty: 34
Dołączył(a): Wt, 08.05.2007 08:02
Lokalizacja: D

Re: Mocne, turpistyczne i raczej dla dorosłych

Postprzez welfareheals Śr, 13.10.2021 15:12

welfareheals
 
Posty: 33376
Dołączył(a): Cz, 23.09.2021 12:39

Re: Mocne, turpistyczne i raczej dla dorosłych

Postprzez welfareheals Pt, 02.09.2022 23:47

welfareheals
 
Posty: 33376
Dołączył(a): Cz, 23.09.2021 12:39



Powrót do Wasza twórczość