Witam już świątecznie – nie chcę tradycyjnie składać życzeń, bo wiem, że przez cały rok życzę wszystkim pomyślności w życiu – chcę napisać natomiast o kilku swoich wigiliach.
Dla mnie jak i dla wielu, to wigilia jest najważniejszym świętem w roku, najważniejszym, bo rodzinnym. Tak naprawdę żaden inny dzień nie gromadzi tak wielu bliskich w jednym czasie, w jednym miejscu. Dla mnie smutne były te spotkanie, kiedy w danym roku odchodził ktoś bliski, brat zmarł 16 grudnia, tak więc pogrzeb był przed samą wigilią. Jednak jedna z wigilii zapisała się w pamięci w sposób szczególny. Na święta wybierałam się do przyjaciółki w Niemczech , w tym z Sylwestrem w Paryżu (obowiązywały wizy i paszporty) – załatwiałam wszystko do ostatniej chwili, zmieniałam termin wyjazdu i 22 grudnia okazało się, że nie mam wizy do Francji – w nocy wyjechałam do Warszawy a potem dalej do Frankfurtu – dojechałam o świcie 24 grudnia i mimo starań przyjaciółki nie udało się stworzyć naszej polskiej, rodzinnej atmosfery. Wtedy postanowiłam, że nigdy więcej poza rodziną i pielęgnuję to postanowienie do dziś a upłynęło sporo lat, rodziny ubywa, ale jeżeli nawet nie jesteśmy (tak jak w tym roku) wszyscy razem, to jednak zawsze obok jest ktoś bliski i jest się u siebie.
Miało być zdjęcie z czasów wczesnych – to nie jest z wigilii a szkolnej choinki – baaaardzo wczesnej
(też się cieszę z dzisiejszego spotkania i witam wszystkich pięknie)