Idziemy dalej ulicą Stefana Bandery, (zawsze i niezmiennie żle nam się kojarzy),
- trafiamy na przepiękny dom - to
dawna willa Rajmunda Jarosza, tego który rozsławił kurort,
obecnie jest tu muzeum Biłasa, ukraińskiego malarza…
byliśmy w środku, bardziej aby się rozpytać o nocleg niż zwiedzić muzeum…
zapomniałam napisać, że to
nasza ostatnia noc na Ukrainie,
do tej pory zawsze ja tropiłam i wybierałam, gdzie będziemy spać…
(i zawsze mM coś nie pasowało… )
tym razem mM zadecydował, że on bierze to na siebie, niczym mam się nie przejmnować
- dlatego nie zatrzymaliśmy się w Stryju, bo tam się nie spodobało miasteczko
(koń tak wolno jechał przed nami, mM prowadził… więc się obraził …),
teraz w Truskawcu mM ruszył do boju…
- na razie słyszymy, że na jedną noc, to nikt nie chce, tu ludzie tylko na dłużej…
mamy iść do nowych budynków sanatoryjnych… gdy z daleka zobaczyliśmy taki widok,
mM się obraził… jest w kurorcie i ma spać w wieżowcu!!! a w życiu!!!
W ksiągarni zasięgamy języka, zaraz pomogą… dzwonią, weżmie nas do swojego domu pani Irenka,
na kartce malują jak mamy jechać, za godzinę pani Irenka z pieskiem będzie stała na rogu,
no to hurrra!