przez MarysiaB Wt, 26.06.2007 15:49
Emcia, opowiesc odslaniajaca prawdziwe oblicze Kangura – voila:
(Uprzedzam – historia opisana w liscie do KJ w starej Korespondencji.) W skrocie: Bylo to w NZ. Siedzielismy juz na walizkach, wkrotce mielismy odleciec na stale do Australii. Wczesniej znajomemu sprzedalismy samochod. Takiemu fajnemu, ze moglismy tym samochodem jezdzic prawie do konca naszych dni w Aotearoa (maoryska nazwa NZ, a oznacza – Kraj Dlugiej Bialej Chmury). Na dwa dni przed odlotem Stary pojechal odstawic samochod i wziac kase, a pozniej ten znajomy swoja nowa toyota z duzym przebiegiem mial odwiezc Starego do domu. Pojechal o 7, moze 8 wieczorem, a o 11 ciagle go nie bylo. Zjawil sie kolo polnocy. „Jak ci opowiem, co sie stalo, to nie uwierzysz.” „Nie, no dawaj, Stary, czym ty mnie mozesz jeszcze zaskoczyc.” Troche mu sie jednak udalo. Stary zajechal, pogadal, wypil kawe, dostal duza zolta koperte z 5 tys. dol. w piecdziesiatkach, cos tam wyjal z samochodu, chyba krzeselko Piotrka, wsiadl i pojechali. Za kierownica dumny nowy wlasciciel. Po przejechaniu ok. 200 m Stary rozejrzal sie badawczo wokol siebie, po czym tak bardziej wrzasnal: „Cofaj, zostawilem koperte na dachu!”. Fajny znajomy, z tych nerw, czy co, no bo szybko nerwowo sie zrobilo, nie wiedzial, jak to zrobic. No to stanal. Stary wyskoczyl i pognal z powrotem. Sceneria taka: ciemna noc, po dwa pasy drogi w obie strony, pobocza, rowy, jakies krzaki itp. Relacja sprintera: „Biegne, biegne i juz ja widze, lezy na drodze, za chwile beda ja mial...” Taaa... Wlasnie wtedy mija go samochod, jeden, drugi... powiew powietrza i zolta koperta juz nie lezy, tylko leci. Po chwili piecdziesiatki kraza i opadaja, a kazdy przejezdzajcy samochod podrywa je do gory. Stary i fajny znajomy, ktory w koncu znalazl wsteczny w swojej nowej toyocie z duzym przebiegiem, biegaja po dwoch pasach i zbieraja w swiatlach latarni 5 tys. w piecdziesiatkach. I w nosie maja, ze ludzie hamuja i trabia. Co uzbieraja, wrzucaja do samochodu na tylne siedzenie. Po pierwszym przeliczeniu sporo brakowalo, kilka banknotow znalezli na poboczu, inne przylepily sie do podwozia... W koncu dali za wygrana.
No i co? Odfrunelo tylko 350 dol. Stary zawsze mowil o tym z duma, ale to juz potem, po jakims czasie, bo wtedy to byl taaaki bieeedny...
Ostatnio edytowano Śr, 27.06.2007 00:18 przez
MarysiaB, łącznie edytowano 1 raz