Kochana Pani Krystyno, obserwacja tego, co dzieje się na świecie i w Polsce, jest w ostatnim czasie tak fascynującym zajęciem, że trudno się od tego oderwać. Całe szczęście, że pracuję zawodowo, to mogę zachować nieco dystansu do otaczającego mnie świata. Pracuję w placówce, która zajmuje się młodymi matkami, uwikłanymi w różnego rodzaju problemy i my pomagamy im w znalezieniu właściwej drogi dla siebie i dziecka. Wspaniała praca, nie za łatwa, ale przynosząca wiele satysfakcji i zadowolenia. Właściwie nie jest to dla mnie nic nowego, ciągnie wilka do lasu.
Przyglądam się wszystkim reformom wprowadzanym w Polsce i im więcej ich jest, tym mniej jestem przekonana, że można je reformami nazwać. Nawet sztandarowe 500+ nie do końca trafione, bo można było dać pieniądze na każde dziecko, stopniując stawkę, pierwsze dziecko – 300 zł, drugie-400 zł, trzecie i każde następne – 500 zł. I sprawiedliwiej i bardziej po europejsku, a kobieta ma większy wybór. Teraz wyboru nie ma, żeby dostać 1000 zł na dwoje dzieci, trzeba zrezygnować z pracy, żeby zmieścić się w niskich przychodach. To taka pułapka, z której po kilku latach całkowitego siedzenia w domu, trudno wyjść. Z każdą następną reformą jest gorzej, mieszkanie plus – dla kogo, bo przecież nie dla tych, którzy spłacają kredyty i pracują na kilku etatach od świtu do nocy. Tysiące nowych miejsc w żłobkach przydałoby się raczej przedszkolakom, z którymi nie ma co zrobić. No i moja ulubiona reforma oświaty. Chociaż trudno nazwać to reformą, bo reforma wnosi coś nowego, a ta jest zwyczajne odgrzewaniem starego kotleta, który może spowodować jedynie niestrawność. Szkoda, że nikt nie pyta gimnazjalistów o zdanie, bo na pewno je mają. Zdegradowanie ich z młodzieży na dzieci i wrzucenie z pierwszakami do jednej szkoły, nie wyjdzie ani jednym ani drugim na zdrowie. Usiłowanie wmówić w tej chwili, że gimnazja to siedliska patologii jest chore. Te szkoły robiły dobrą robotę, a młodzież czuła się w nich dobrze. Wiele ciekawych projektów, prowadzonych przez mądrych nauczycieli, powstawało właśnie tutaj, a młodzieży zaszczepiało się chęć do odkrywania świata. No tak, ale w myśl zasady, że dzieci i ryby głosu nie mają, jest jak jest. Można niszczyć wszystko, szkoły, teatry, muzea, stadniny i tak dalej, jest tego dużo. A jeśli o ryby chodzi, to przypomina mi to wszystko bajkę „O rybaku i złotej rybce”. Rybak to my, rybka to Polska, resztę każdy sam sobie dopowie.
Pisze Pani o nienawiści, czy zawsze taka była. Nie była, wprowadzili ją ludzie, którzy uważają się za nieomylnych. Z historii wiemy, że przekonanie o swojej nieomylności nic dobrego światu nie przyniosło. My doświadczamy tego od ponad roku, Amerykanie od kilku dni, są w szoku. Szalone dekrety przyniosą wiele złego i myli się ten, kto myśli, że nas to nie dotyczy. Prędzej czy później dotknie to wszystkich.
Na koniec Lech Wałęsa. Byłam z mamą pod stocznią, pamiętam jedną twarz, Wałęsy, dawała nadzieję. Dziś pluje się w tę twarz, w imię prawdy..? Chyba nikt z nas nie jest aż tak naiwny. Przypuszczam, że nasz papież Jan Paweł II wiedział o nim wszystko, ale wspierał go do końca. Myślę, że nie bez powodu.
Pani Krystyno, proszę mi wybaczyć, że zamęczam Panią swoimi wywodami, ale to jest jedyne miejsce, gdzie mogę napisać o tym co myślę. Nie jestem nieomylna, ale ciągle stać mnie na własne zdanie. Być może kiedyś znajdę się przez to na liście podejrzanych i wystawią mnie w internecie. Wtedy powiem – warto było.
Taka scenka rodzajowa, która właśnie przyszła mi do głowy. U niebios bram stoi Lech Wałęsa i Profesor Ce. Wychodzi Bóg i mówi:
- Zrobiłeś chłopie dobrą robotę! – i klepie jednego z nich po ramieniu...
Pozdrowienia serdeczne, Anita.