Czytam sobie książkę „Marek Grechuta. Portret artysty” Wojciecha Majewskiego. Rzecz nienowa, ale jakoś nie miałem wcześniej okazji. Ile tam serdecznych słów o Pani! Tak się wzajemnie komplementujecie z MG, że aż miło na sercu się robi.
Powiedziała Pani: „… nie rozstaję się z jego płytami, a wszystkie problemy rozwiązuję, słuchając tych nagrań. Kocham jak śpiewa, uwielbiam jego głos – uspokaja mnie i jest w nim coś magicznego”. Postanowiłem i ja ponownie posłuchać tej muzyki – w czasach tak niemuzycznych, jazgotliwych, durnych… Ile tam prawdziwego piękna! To chyba już trudne do wyobrażenia, że można tworzyć utwory tak wybitne wokalnie, instrumentalnie, tekstowo. „Koronki z białego marmuru”, jak śpiewał Grechuta za Witkacym. Może i Witkacy zaszkodził Markowi na nerwy, ale jak genialnie został odczytany, jak ta muzyka zespala się ze słowem, jak każdym dźwiękiem trafia w sedno. Czemu dziś nie sięga się do takich tekstów, nie pisze tak finezyjnej muzyki? No żal.
Dalej Leśmian. Co za majstersztyk! To, jak Grechuta operuje własnym głosem, zmienia barwę, rejestry, tworzy skrajne nastroje – i to często w obrębie jednego utworu! – budzi wręcz niedowierzanie. Każdy utwór to inna muzyczna jakość, osobna aranżacja i wokal niesiony słowem. Jakby te wiersze same się śpiewały. „Zazdrość moja” i „Zmienionaż po rozłące” – podziw najwyższy. To, co razem stworzyliście, powinno być obowiązkowym tematem analiz na zajęciach z kompozycji i śpiewu.
Fajne cacka udało mi się wyłowić. Pojęcia nie miałem, że w pierwotnym zamyśle „Guma do żucia” była sześć razy wolniejsza

A w ogóle co to był za festiwal to Opole 1977! Grechuta, debiut Jandy, koncert „Nastroje nas troje” z Agnieszką Osiecką, Wojtkiem Młynarskim i Jonaszem Koftą. „Pamiętajcie o ogrodach”… No właśnie. I jakoś mam w tyle, że to wszystko może moralnie podejrzane…

Wszystko to piszę na gorąco, z zupełnie innego świata, więc przepraszam za patos i chaos. No to… hop, szklankę piwa!

I kłaniam się nisko.