Droga Pani Krystyno,
Dziękujemy w imieniu mojej mamy za wspaniałą ucztę, jaką było spotkanie z "Shirley". My co prawda już - dopiero drugi raz byliśmy na "Shirley" i wyszliśmy oczywiście w bardzo dobrych nastrojach. Dochodzimy do wniosku, że ta historia jest "tabletką" na złe nastroje, takim pocieszeniem i rozumiemy bezsprzecznie, dlaczego kiedyś terapeuci przysyłali na nią swoje podopieczne. Nie możemy się również doczekać kolejnego spotkania z nią, na które tradycyjnie będziemy przyprowadzać różne bliskie nam osoby - zawsze to jakiś "pretekst i usprawiedliwienie", żeby jeszcze raz zobaczyć się z Panią i panią Valentine. A moja mama powiedziała: "Tę historię powinno się pokazywać wszystkim kobietom, żeby zrozumiały, że wcale nie muszą zamykać się tylko w świecie obowiązków i gotowania mężowi obiadków. Bardzo dobrze zrobiła, że wyjechała. A Krysia (proszę wybaczyć poufałość - tak rozmawiamy ze sobą prywatnie o Pani) jest piękna, urocza i uśmiech ma o niebo piękniejszy i bardziej uroczy od Baśki (chodzi o Barbrę Streisand, której słucham od przeszło 16 lat). Ona tak pięknie się uśmiecha, że jej ciepło aż się czuje". Mama powiedziała też, że w takich rolach mogłaby Panią oglądać zawsze, bo bardzo ceni Pani talent komediowo-humorystyczny. Zatem Pani Krystyno, życzymy kolejnych set spektakli nie tylko z "Shirley" i oby przychodziły kolejne pokolenia, nowa publiczność, która będzie odkrywać swoją Polonię i Och. A z okazji zbliżających się Świąt Wielkanocnych życzymy Pani zwolnienia tempa na te chociaż trzy dni, radości co niemiara ze spotkań z najbliższymi, mimo diety samych smakołyków, czasu dla siebie, zdrowia i "podładowania" zasobów energetycznych. Ślemy również ukłony dla Pani mamy, która zapewne dumna jest, że ma tak wspaniałą córę. Pozdrawiamy również panią Marię, bawiącą nas do łez w "Mayday".
Ola i Jakub.