Widzę w telewizji wypowiedzi, zachęcające do czytania i słuchania "Pana Tadeusza", chcę dołączyć do głosów, pochwalających to wydarzenie. Chętnie znalazłabym się wśród słuchających, szkoda że tego nie transmitują. Czytałam "Pana Tadeusza", jak każdy - w podstawówce i w liceum. I już. Czytałam wszystkie lektury, pewnie dlatego sądziłam, że każda wydana książka jest na takim poziomie. Kiedy sama coś tam zaczęłam pisać, wydawało mi się, że sama forma druku już podnosi wartość tekstu. Pisane na maszynie jest lepsze, pisane w komputerze. Teraz, z tego co wiem, raczej się nie czyta. I mnie jest trudno. Nie wiem, nie mam czasu, siły, ochoty, wyboru... Staram się, ale niezadawalająco, moim zdaniem. A moja babcia - dlatego tu się odzywam - znała na pamięć całego "Pana Tadeusza", czytała klasyków do ostatnich dni życia, obok jej łóżka leżały "Noce i dnie", "Nad Niemnem".
Mam w myśli jeszcze dwie sprawy, którymi chciałam się podzielić z Panią - "Tajny dziennik" Białoszewskiego, wiem, że czytała Pani w wakacje. Nie rozleciał się Pani? Moja książka jest prawie niemożliwa do przeczytania. Rozlatuje się dramatycznie. Chyba nigdy czegoś takiego nie widziałam. Klejenie taśmą też jest niemożliwe przy takich rozmiarach - dramat. Noszę się z zamiarem reklamowania, ciekawe, czy coś mi to da. Kupiłam mężowi, podczytywałam Mu i On już chyba nie przeczyta. Białoszewski oczywiście niesamowity. Wartość druku objawia się w całej pełni.
I drugie - Pan Radziwiłowcz. Polowaliśmy w wakacje na "Glinę". Tylko z jednego powodu. I jest w radiowej Dwójce proza Myśliwskiego, za którym, przyznaję, nie przepadam - a tu On. Nie mam, komu tego napisać. Tak się dzielę. Wspaniały.
Pozdrawiam.a