To był taki spokojny, niespieszny, choć samotny dzień... Z perspektywą spotkania Tonki wieczorem. Idąc do teatru porozumiewawczo mrugnęłam do ziewającego leniwie zza szyby kota mieszkającego w antykwariacie. Wyglądał na zadowolonego z życia. Gdy wracałam po spektaklu, próbując ogarnąć emocje wahadłowo hulające po głowie, kocisko spało w najlepsze, a ja wędrowałam dalej przeskakując pomiędzy kolejnymi myślami-impresjami. Liście jakoś mniej złowrogo opadały z drzew, mimo wszystko. Pomyślałam, że to trochę dziwne znajdować ukojenie akurat w tym monodramie, ale może po prostu znośniej mija bezsenność, kiedy wspomni się Panią, w tej niesamowitej, poruszającej roli. Roli, której się nie zapomina i zapomnieć nie wolno...
Dziękuję.