Droga Pani Krystyno
M.C. ma absolutną rację. Spędziłyśmy we trzy MEGA (jak mawia młodzież), upojny sobotni wieczór w Och-u. Po Australii przyszła kolej na Kalifornię. Wróciłyśmy z miasta i okolic dobrze ponad godzinę przed spektaklem i z całym majdanem zajęłyśmy w sumie 2 kanapy, fotel, stolik oraz kawałek podłogi. Sączyłyśmy capuccino, rozkoszowałyśmy się przepyszną tartą truskawkową rozmawiając i obserwując wszystko dookoła. A to przemknęła sobie Pani Marysia, to Pani Magda, to Pan Jacek Poniedziałek właśnie przyszedł tak zwyczajnie "do pracy". A jak przyszedł do pracy Pan Łotocki, to wchodząc ukłonił się nam, o! Potem zaczęło się już gromadzić coraz więcej widzów i wreszcie przyszedł ten wyczekiwany moment.
Oj, dawno się tak nie uśmiałam, a nawet spłakałam do łez. Mnie z kolei totalnie rozbawiła kwestia Pana Poniedziałka: "Rozjaśniło się?". Właściwie przez blisko 2 godziny ktoś komuś cały czas coś "rozjaśnia". I jeśli te 2 godziny mijają nie wiadomo kiedy, a brzuch boli od śmiechu, to znaczy, że w tym rozjaśnianiu są Państwo po prostu rewelacyjni. Wspaniała scenografia, ciepła, "klimatyczna", a barek doskonale zaopatrzony. Wszystko tak realistyczne, że podczas antraktu zapytałam M.C. czego się napije A Małgosia Sz., specjalistka od Włoch i wszystkiego co włoskie, z językiem włącznie, stwierdziła, że Roberto wyglądał jak najprawdziwszy, rasowy Włoch. Gratulacje, Pani Krystyno i dziękuję za tę potężną dawkę śmiechu. Mistrzowsko zagrane, wiarygodne, bardzo dobre!
Pozdrawiam serdecznie
Małgorzata Matuszak