Droga Pani Krystyno,
przeczytałam dzisiejszy Pani wpis... i bardzo poruszona chciałabym Pani napisać coś ciepłego, wzmacniającego....
Zasyłam Pani moc ciepłych myśli i pozdrowienia, to chyba jedyne co mogę napisać.
Pamiętam tę historię o której Pani napisała o Agnieszce i Pani Elżbiecie.
Panią Czyżewską znałam z kilku filmów...
Nasza świetna aktorka
(jak przeczytałam Gdy Wajda w 1974 r. wystawił w amerykańskim Yale Repertory Theatre "Biesy" Dostojewskiego, zagrała Marię Lebiadkin. W obsadzie była tam także młoda amerykańska aktorka, która podglądała Czyżewską, starając się ją naśladować. Nazywała się Meryl Streep.)
Giuseppe w Warszawie
i piękna kobieta...
(tak mi się najlepiej zapamiętała)
Prawdziwy stos nieszczęść ostatnio... Ale takie są chyba koleje losu i życia, ale jak często niesprawiedliwe...
Dziękuję, że podzieliła się Pani z nami swoim osobistym wspomnieniem o Pani Czyżewskiej, za zaufanie.
U mnie też jak na złość wszystko na opak ech..
Słońce faktycznie mogłoby choć na chwilę zajść...
Raz jeszcze, najserdeczniej i najcieplej....
J.