Dziś na krótko. Dzisiaj tyle. Pół na pół. Słów i ciszy. Ciszy co zatapia się w sile ludzkich uczuć, gestów. I słów innych niż zwykle. Namalowanych dzięki miłości, tej burzliwej gdzieś we mgle...
STULETNI ROMANS
Za oknem małej, warszawskiej biblioteki.
Gdzie kurz z tysiąca książek opadł.
Stał pan, starszy pan w kapeluszu.
Srebrzystego wąsa kręcił do Tatr.
Naprzeciwko, tuż za szybą,
Po ulicy pani szła, pani starsza
W kapeluszu w białe lilie
I spojrzeniu Ewy Braun.
Ryzykować tu czy nie?
Czy taka miłość zdarza się?
Czy można gościć w sercu pani?
Gdy pani przeszłość ciągle rani?
Już po chwili, znika gdzieś za rogiem.
Kilka chwil, czas tych wspomnień.
Tej sekundy, jednej, dwóch,
Co zrodziła romans ów.
Nagle trzask! Wrzask! Wybuch!
Starszy pan zerwał się i wybiegł,
Na ulicę swego kraju,
Który zabił damę z raju.
A wcześniej były porządki. Przed słowem. Przed ciszą. W samo południe. Czysta improwizacja! Fantazja? Główną role, całkiem przypadkiem odegrało pudło. Wielkie, kartonowe pudło. Kasztanowe w białe kwiaty. Łąka. Jak ta u Leśmiana. A w niej skarb. Stare płyty winylowe mojej babci. "Łza na rzęsie mi się trzęsie.
Trzęsie mi się łza na rzęsie". Jazz! Jazz! Jazz! Cały ten jazz. A pośrodku Leśmian. Znowu ten Leśmian. W wykonaniu Marka Grechuty i pani, pani Krystyno. A my odrywamy się od ścierek, szmatek, gąbek. Czas na przerwę przy rozwijających się pąkach dźwięków...
POZDRAWIAM I PODZIWIAM i uśmiechu kilka gram, odrobinę przesyłam
PS. Dziękuje za GUMĘ DO ŻUCIA.
/jacek/