Witam Pani Krystyno. Odpoczywam poświątecznie, a ponieważ nie potrafię i coś zrobić muszę, napiszę, a właściwie opiszę pewne wydarzenie, które dotknęło moja dobrą znajomą. Mam nadzieje, iż uczuć niczyich nie urażę.
Teściowe, jakie bywają każdy wie. Podkreślam BYWAJĄ. Moja osobista ex teściowa była i jest raczej życzliwym dla mnie człowiekiem, ta, o której napiszę zapewne pozowała do wszystkich kawałów o teściowych, jakie wymyślono.
Odkąd Baśka pamięta, kobieta ta miała problemy z otoczeniem. Nie zauważała, ignorowała a jeśli już raczyła zaszczycić swoją uwagą – ganiła, ochrzaniała (słodko powiedziane w jej wypadku) i wciskała wszystkie klątwy tego świata jak i swoje osobiste niepowodzenia nade wszystko. Teściowa mieszkała z teściem i mocno przerośniętym już synkiem (trzecim, najmłodszym dzieckiem). Wiodła życie niespokojne z racji swojego charakteru. Rodzina zbyteczna, sąsiedzi zbyteczni, świat opluty, listonosz obrażony, (bo dziadyga i łazęga był).Słuchy za jakiś czas do Baśki doszły, że się teściowi zmarło. Ale wiadomo było, że o pogrzebie nie ma mowy, a tym bardziej o wizycie z racji tego smutnego wydarzenia. Zaraz za jakiś czas zmarł i pupilek teściowej – najmłodszy syn. Sytuacja się powtórzyła, żadnego pogrzebu, żadnych wizyt.
W niespełna dwa lata od tych smutnych wydarzeń – Baśka dostała któregoś dnia telefon od sąsiadów teściowej. No, więc teściowa ciężko chora, leży umierająca i trzeba się nią zająć – a nikt chętny nie jest. Baśka się spakowała, (bo to dobra kobieta jest) wsiadał do pociągu i bite 12 godzin tłukła się pociągiem i z myślami – jak to będzie teraz i dalej…
Na miejscu teściowa okazała się przykutą do lóżka kompletnie nie sprawną fizycznie – za to w pełni sił do wyżywania się na wszystkim, co śmiało w jej obecności przemówić. Mały ciemny pokoik, okna pozamykane (środek lata), w powietrzu unosił się odór dymu papierosów zmieszany z zapachem moczu i wszystkiego, co zdążyło już się rozłożyć na pobliskim stoliku.
Baśka zabrała się do roboty. W towarzystwie „jadu teściowej”, posprzątała, ugotowała (o wietrzeniu nie było mowy), znalazła kogoś z ogłoszenia do opieki na stałe. Nasłuchała się ze najgorsza, najwredniejsza, złodziejka i w ogóle… Baska jednak obiecała wracać regularnie i teściowej doglądać. Opiekunki zmieniały się, co tydzień. Żadna dłużej nie wytrzymała. Bo to zła kobieta była i tyle. Od zawsze taka była. Kościół nie pomógł, rodzina nie pomogła, dzielnicowy i śmierć najbliższych też nie. Te ostatnie tylko wzmogły jej nienawiść do gatunku ludzkiego.
We wrześniu Baśka umieściła u teściowej swoją córkę, która studia zaczęła na upragnionym wydziale i u babki będzie lepiej i bliżej. Teraz Baśka na bieżąco relacje miała i chociaż wnuczka sumienna i dobra była – obrywała jednakowoż. Za wszystko. Którejś nocy (zaraz przed Wielkanocą ) zadzwoniła córka ze babka zmarła. W nocy. A kiep, którego trzymała w ręku wypalił wielką dziurę w pościeli, dobrze, że zgasł razem z nią…
Babka zostawiła list, żadnych pogrzebów, rodziny, nic. Baśka męża wysłała, – co by z córką dopilnował spraw. Nie, to nie – pomyślała – i ostała się w domu. Przygotowała mały ołtarzyk, co by urnę z prochami do czasu pochowania (w sobotę) przetrzymać. W wielki piątek ok. 18 mąż z córką wrócili. Baśkę wyrwał z drzemki domofon.
- Kochanie to ja. Rodzinę na święta przywiozłem.
Baśka stanęła jak wryta. Jaka rodzina? Nikogo na pogrzebie miało nie być, pogrzebu miało nie być. Mąż Baski wszedł do domu, w ręku trzymał wielką podróżną torbę ala jamnik. Usiadł na fotel i wyjął z torby… 3 urny. Jak się okazało – Babka męża i syna trzymała pod tapczanem. Pewnie i dlatego ruszać się z łóżka nie pozwoliła. Baska w ryk. Ciarki ją przeszły. Miała być tylko teściowa, a teraz oni wszyscy? Spędziła nad urnami całą noc. Myślała, modliła się, rozmawiała z duchami. Ojciec chciał być rozrzucony nad wodą. Wzięli urnę, chociaż protestowała (Baśka, nie urna oczywiście). Pojechali. Trzepali nią, tłukli, obijali, ale się nie otworzyła. Widać ojciec zmienił zdanie i nie chciał już do tej wody. Z taka poobijaną, sprofanowaną, wrócili do domu i postawili między swoich. Baśka spędziła z rodziną święta. Na wtorek załatwiła pochówek. Wykupiła miejsce w specjalnych boksach. Nie miała nawet pojęcia jak to się nazywa.
Mówi – wiesz… czułam ich obecność, taki inny rodzaj bólu, wokół serca, ciężko mi z nimi było przez te kilka dni…
Takie Baśka miała święta Wielkiej Nocy, iście rodzinne….
Wesołych poświąt.
Pozdrawiam - Marzena B.