Droga Pani Krystyno,
okropnie nie lubię jak ktoś mówi. "..wiesz, śniłaś mi się dzisiaj." Od razu się boję, jestem nawet zła, mam ochotę powiedzieć" ...nie życzę sobie, żebym Ci się śniła", "zostaw dla siebie swoje głupie sny", albo coś takiego.
A tu dzisiejszej nocy, no muszę to powiedzieć, była Pani w moim śnie. Znam Panią tylko z dużego i małego ekranu, z książek i felietonów, z tej strony internetowej, ale nigdy nie widziałam Pani na żywo. We śnie miała Pani granatową garsonę, buty na szpilce, wyglądała bosko, trzymała mi drzwi do windy, bo czegoś zapomniałam na górze i była Pani lekarzem, wiecej już nie pamiętam. Po obudzeniu czułam się jakaś wyróżniona, zaszczycona, ucieszona, ździwiona, wszystko razem. Cały czas myślę, dlaczego akurat lekarzem tzn. lekarką? A może po prostu Pani Nią jest? No bo przecież swoją sztuką, tym wszystkim co Pani robi, jakie budzi emocje, co przekazuje, jakim jest człowiekiem, leczy nasze dusze. No bo albo się wzruszamy i płaczemy, albo śmiejemy, zastanawiamy, zachwycamy, odkrywamy, analizujemy, skupiamy na kimś innym prócz siebie i to jest takie pozytywne, dające wytchnienie.
Pomyślałam sobie, że ten sen, a sny niosą jakiś przekaz, sugeruje mi, że mam wsiąść do pociągu i jechać przez pół Polski do Polonii, bo widocznie potrzebuje tego moja dusza.
Przepraszam za przydługi wpis, ale jestem pod takim wrażeniem, że no... po prostu musiałam.
A Trzylatkowi, Z Całą Jego Teatralną Rodziną, życzę 100 lat.