o liście do W.A.B.

Tutaj kierujcie pytania do mnie, na które postaram się odpowiedzieć w miarę możliwości.

o liście do W.A.B.

Postprzez Holand Pt, 01.02.2008 14:36

[size=9][color=darkblue][/color]
Szanowna Pani,
ośmielam się napisać najpierw do Pani, załączając w całości treść listu, który przygotowałem już jakiś czas temu i zamierzam wysłać do wydawnictwa W.A.B. Na wstępie pragnę przedstawić się, imię Andrzej nazwisko Holc, mieszkam w Warszawie, jestem od wielu lat wielbicielem Pani aktorstwa i talentu, kilka lat temu miałem ogromną przyjemność poznać Panią osobiście, poświęciła mi Pani kwadrans ze swego cennego czasu, było to w foyer teatru, tuż po premierze Małej Steinberg.
Imperatywem do zredagowania listu do W.A.B. są zarzuty do nich, że oni, jako wydawnictwo, delikatnie mówiąc, nie dość staranie adiustowali Pani teksty przygotowywane do druku. Podczas smakowitej książkowej lektury spostrzegłem wiele uchybień, które zebrane i opisane według tytułów mogą stanowić osobną korespondencję, ewentualnie już jako całość przekazaną Pani analogowo, o ile będzie Pani zainteresowaną. Przy okazji zapewniam Panią, że moją intencją nie jest ukryty przejaw merkantylny, a najlepiej jak tylko potrafiłem, merytorycznie wyłożyłem to poniżej w liście do W.A.B.
Proszę odpowiedzieć w dowolnym czasie, wygodnym dla siebie. Pani książki czytałem już jakiś czas temu, więc miałem dużo czasu, aby wszystkie (?) Pani teksty przeanalizować. Całą wykładnię swego punktu widzenia, bo doskonale rozumiem i mam świadomość, że wkraczam na niezwykle delikatne i czułe pole, wykładam w załączonej treści.
List intencjonalny do wydawnictwa czyta Pani pierwsza - dla mnie to oczywiste. Zainteresowany jestem Pani opinią.

Z poważaniem
Andrzej Holc
aholc@poczta.onet.pl
Warszawa 1 lutego 2008r.

Oto treść listu do wydawnictwa W.A.B.

Szanowni Państwo,
pani Krystyna Janda należy do moich ulubionych aktorek, a ostatnio również do ulubionych autorek. Z ogromnym zainteresowaniem śledzę Jej karierę artystyczną. Jest tytanem pracy, by nie powiedzieć ergoholikiem. Zapiski pani Jandy, dokonywane na własnej stronie internetowej, stanowią swoisty pamiętnik, spontanicznie pisany w tej elektronicznej formie dla wielu, wielu e-odbiorców. Autorka na gorąco komentuje wydarzenia i dokonuje opisu swoich obserwacji, które przeplata informacjami o bliskich. Dla mnie, dla wielbiciela talentu pani Krystyny Jandy, wszystkie Jej sposoby kreacji wzbudzają mój podziw. Wiele uczyniłem wśród swoich znajomych, aby ich przekonać do Jej postaci, skutecznie chcąc ich zainteresować inną stroną Jej aktorstwa, niepowtarzalnego aktorstwa. Postać grana w obu ''Człowiekach z ...'', to postać grana tak bardzo wyraziście, dynamicznie, poprzez to tak niefortunnie zapisała się w pamięci wielu ludziom, a ponieważ są to tytuły emitowane kilkakrotnie w telewizji, stąd siłą tego środka przekazu jest spopularyzowanie takiej Jandy a nie innej Jandy. Trud i zabiegi obejrzenia tej aktorki w innej roli artystycznej, na scenie, na żywo, w teatrze, to jest dla bardzo wielu już ponad siły. Inercja, blokada, a zatem sztywność oceny. Zresztą Pani Janda jest świadoma tego. Domyślam się, że do teatru uczęszczają ci sami ciągle widzowie, wiedzą po co tam idą, wiem, że ten sam spektakl może być nieco innym w kolejnym dniu, zależy od samopoczucia aktora, odzewu widzów, itp. Monodram ''Shirley Valentine'' obejrzałem 15 razy, śmiało mogę rzec, że prawie za każdym razem publiczność była inna, reagowała inaczej w tych samych kwestiach, także różnorodnie przebiegały rozstania widzów z aktorką, począwszy od długotrwałych braw na siedząco, a kończąc na
natychmiastowych owacjach w postawie wyprostowanej.
Czytając książki autorstwa pani Krystyny Jandy, wydane przez W.A.B., spostrzegam wiele niedopracowań, które nie powinny przydarzyć się takiemu wydawnictwu. Dlaczego jestem tego zdania?, błędy te po prostu stanowią rysę na doskonałym obrazie dorobku artystycznego pani Krystyny Jandy, lapsusy nie mogą pojawiać się, bo deprecjonują wizerunek aktorki
wypracowany na wielu polach działalności artystycznej, należy dodać, że wizerunek wypracowany przez Nią z dojmującą konsekwencją.
Jak Państwo zauważyliście, temat mojego e-listu to ''fatalne skutki oszczędności na korekcie'', zdanie jest moim stwierdzeniem, zwrotem nieprzypadkowym, bowiem każdorazowo niezbędna jest właściwa korekta, choćby nie wiem jak bardzo autorka chciała stylistykę z blogu zachować w wydaniu analogowym, jakim jest przecież książka. Blog jest elementem przestrzeni wirtualnej, na żywo prowadzonym przez autorkę, a uczestnikami są osoby, które w ten specyficzny sposób kontaktują się na takim forum, używając adekwatnych skrótów, terminologii, ale najistotniejszym mankamentem (stąd mój list) jest brak możliwości adiustacji w tym e-sposobie komunikacji.
Wspaniale, że pani Janda udziela się i w tej sferze, w wirtualnej przestrzeni, będącej znakiem zmian, marką naszego rozwoju i znamieniem czasów.
Jestem rówieśnikiem pani Krystyny Jandy i doceniam to co czyni w cyberprzestrzeni. Udało się mi bez większych trudności zaprzyjaźnić z komputerem. Ale obserwując swoich znajomych, równolatków, wiem doskonale jak trudnym jest przestawienie się starszej generacji na współczesne sposoby komunikowania się, po prostu odrzucają cały ten cyberświat, nie rozumieją go, nie chcą zrozumieć, ich mózgi ukształtowały się w innych warunkach, a że zapewniają im bezpieczną egzystencję, więc unikają tych nowinek, po prostu wiedzą, że nie potrafią dotrzymać kroku, tym samym świadomie spychając siebie na margines, akceptują tylko ten analogowy sposób porozumiewania się (papier i długopis, koperta i znaczek, urząd pocztowy i listonosz, ewentualnie telefon). Mówią i bronią się tak: ''przecież ten dotychczasowy sposób dobrze funkcjonuje, jest sprawdzony, więc po co go zmieniać''.
Pani Janda do nich nie należy, przysposabia nowe formy kontaktu.
Ale istnieje taki odbiorca inaczej, taka inna grupa odbiorców, nieporównywalnie liczniejsza, może inna wiekowo, starsza, by nie chcąc powiedzieć analogowa, to powiem, że są to po prostu nabywcy książek, czytelnicy w bibliotekach, mole książkowe uwielbiające zapach jeszcze ciepłej książki, zapach farby drukarskiej. Oni też oczekują na spotkanie z autorką - aktorką, lecz w takim właśnie środku przekazu, na stronicach Jej książki, zwłaszcza, kiedy jest to dziennik spisany z autorskich stron wirtualnych, będących nowoczesną formą kontaktu z widownią. Czytelnik złakniony takich treści otrzymuje je w postaci zebranej, tu wyrugowany jest czas oczekiwania na kolejny dzienny felieton wirtualny na Jej stronach WWW., felieton pełen kolejnych przemyśleń autorki, pisany spontanicznie, a czytelnik ma to w całości w tomiku przed sobą, on to lubi. Nie można go lekceważyć.
Moim skromnym zdaniem ten spontaniczny blogowy zapis trafiający do czytelników analogowych, powinien do nich docierać po wygładzeniu stylistycznym, oczywiście bez ingerencji w istotny styl autorki. Mam na myśli tylko poprawki niezbędne, pragnę podkreślić, poprawki nie zmieniające charakteru zapisków, ale wynikające ze swobodnego traktowania
zasad budowy zdania, lub użycia niewłaściwego synonimu, a przecież spostrzegam minięcia się i z zasadami ortografii, które, nie generalizuję, mogły powstać na każdym z etapów przygotowywania tekstu do druku. Od wyprostowania tego jest wydawnictwo.

Z poważaniem
Andrzej Holc
aholc@poczta.onet.pl

Warszawa ...............
Holand
 
Posty: 1
Dołączył(a): Śr, 30.01.2008 22:25
Lokalizacja: Warszawa

Powrót do Korespondencja