W ciągu jednego roku straciłam babcię, brata, matkę i ojca. Miałam nieco ponad 20 lat. Pamiętam, jak ludzie podchodzili, łapali mnie za rękę i mówili "wiem, co pani czuje". Gówno wiedzieli, nie mieli pojęcia! Miałam ochotę poodgryzać im te przylepne łapy! Ale od tamtej pory minęło 10 lat. Osiecka miała rację. "Malwy po chatach kwitną i bledną, po sześciu latach nic już nie jest tragedią".
Wszystko ma swój czas.
Mówienie "współ-czuję" jest wielkim kłamstwem (poza odosobnionymi przypadkami). "Moje kondolencje" są jak policzek, jak naigrawanie się, jak radość z tego, co się stało, jak okazja do tego, żeby pokazać "patrz, a ja jestem szczęśliwy, zdrowy i w ogóle".
Kto tego nie przeżył, ten nie wie.