Tydzień temu zakończyły się drugie urodziny Polonii. Potwornie długo się zbierałam, żeby do Pani napisać. Trochę nie miałam czasu, a trochę chciałam ochłonąć. Ochłonąć? Oj, gdybym znała się choć chwile dłużej niż te moje 21 lat, które mam na karku, może zdążyłabym zapamiętać, że to niemożliwe... nie ma czegoś takiego jak „ochłonąć” w kwestii Polonii


Minął tydzień, a ja wciąż czuję smak piernika, który czekał na mnie w bufecie, czuję zapach herbaty, zapach kwiatów, które stoją wszędzie...
Pani Krystyno, minął tydzień a ja wciąż widzę uśmiechy Polonii, uśmiechy Pani Magdy, Pani Małgosi, Pani Sylwii, uśmiech Pana Romana, panów od dźwięku, światła, uśmiechy wszystkich bileterów Alicji, Janka, Kasi, Natalii, Michała i tych nowych, których imion jeszcze nie znam, ale pewnie lada dzień zapamiętam, uśmiech Krzysia, który właśnie przyszedł z kasy sprzedawać napoje... i wszystkich, których nie jestem w stanie wymienić, za co serdecznie przepraszam... Widzę ICH wszystkich z Panią na scenie po „Uchu”, zmordowanych, nieprzytomnych, ale uśmiechniętych, przemiłych, przecudnych. I taka jakaś radość, i ciepło pojawiają się dokoła, i cały świat nagle znika, jakby człowiek był w domu, najwspanialszym domu, takim, co to się tylko w snach zdarzają...

Pani Krystyno, żadnego ze spektakli nie widziałam w urodziny po raz pierwszy, wszystkie kolejny, n-ty raz. Na szczęście, poza mną, już wszyscy stracili rachubę

Pozdrawiam Panią serdecznie, gorąco, Pani Krystyno, i dziękuję najmocniej jak umiem, Wszystkim Państwu! Przesyłam uśmiechy


Marta Więcławska