Dziś cały dzień spędziłam u babci, z rodzicami. Myślałam, czytałam i chodziłam z Pani twarzą z okładki, przytuloną do siebie. Jeden felieton całkowicie mnie otumanił, i poruszył. Piszę do Pani na kartce wyrwanej z kalendarza, siedząc na zielonej ławce, w pewnym uroczym miejscu, pod wielkim nakryciem ze słomy. Jest pięknie, pada deszcz, nikogo nie ma w okolicy, a ja słucham stukania o ziemię spadających kropelek wody, oddychając chłodnym powietrzem zmieszanym z zapachem siana. Pani felieton, w którym pisze Pani o nadwrażliwości ludzi dorastających, o listach od nich, poruszył mnie do głębi. Zapisała Pani swoją rozmowę z przyjacielem, z czasów liceum. On pyta Panią o to, kim Pani chce zostać w życiu, Pani odpowiada na to, że jeszcze nie wie, ale chce być sławna. On wyrzucił wszystko z pokoju, oprócz łóżka i iguany, a Pani w tym czasie dalej zagracała swój pokój. Jak ja to znam…Ile pamiątek, wspomnień, przyjaźni, wakacyjnych zauroczeń, i różnych bibelotów. Moje szuflady wyglądają jak spiżarnie rzeczy niepotrzebnych, opuszczonych, z przeszłością. Pisze Pani, żeby ten piękny ból, strach przed przyszłością trwał jak najdłużej. Kiedy mnie to już męczy i boli! Za dużo rozmyślam, o wszystkim, za dużo rzeczy mnie zachwyca, i za dużo doprowadza do
rozpaczy. Każdy wdech powietrza sprawia ból, i fascynuje. Na dodatek czytam Prousta. Niektóre strony po kilka razy, po to żeby zrozumieć, i dalej móc się zachwycać. Kończę już, ponieważ muszę szybko przebiec pod strugami deszczu, do domu, na obiad. Czy to nie piękne? Bieganie boso po wysokiej trawie w ulewę… Dla mnie cudowne! Więc, przytuliłam Panią do serca i pobiegłam, z twarzą uniesioną ku niebu, po to, by być jeszcze bardziej zapłakaną deszczem…
Pozdrawiam serdecznie, i przytulam do serca.
Karolcia(marzycielka)