witam, czy pamieta pani opisywana kiedys-w marcu historie pieska o imieniu atos?znleziony w rowie,zakopany zywcem i postrzelony 8 razy srutem.czy wszyscy milosnicy zwierzakow i forumowicze pamietacie?tak bardzo sie cieszylam,ze wlasnie tutaj znalazla sie pani,ktora zechciala sie nim zaopiekowac.pani byla w londynie i miala wrocic za 2 tygodnie....dzwonila i wciaz odwlekala powrot i zapewniala goraco,ze na pewno wezmie atosa.
trwalo to az do przedwczoraj....kiedy napisala krotkiego maila,ze niestety sie rozmyslila.....
moi bliscy przekonywali mnie,ze to zwodzenie i w koncu sie wycofa a ja naiwna i pozywiana przez te pania klocilam sie z nimi,ze to nieprawda.
mozecie sobie wyobrazic jak sie czuje ....jestem kompletnie zlamana,nie slysze nawet spiewajacych ptakow i nie czuje czerwcowych zapachow...mam podciete skrzydla.po raz kolejny moja wiara w ludzi padla.
a nieswiadomy atos patrzacy na mnie oczami pelnymi milosci?
i co ja mu teraz powiem?nie moge go zatrzymac....maz sie ze mna rozwiedzie...i w dodatku gryza sie z moim pieskiem,z innymi nie,tylko z moim.ja mam juz 5 pieskow....
pisze to,aby wyrzucic z siebie zal,ktorym jestem udlawiona...
postanowilam,dac jeszcze szanse atosowi (w koncu to bohater wyciagniety z zaswiatow),tyle za nami wspolnej walki....
pisze wszedzie,na dogomanie,tutaj....pytam wciaz ludzi,ale jesli nikogo nie znajde dla niego to bede musiala go uspic,nie oddam go do schroniska i nie naraze na dalsze przezycia.
czy umie mnie pani pocieszyc i dodac wiary?choc odrobinke.....