Przyszła za mną do domu. Właściwie to ledwo weszłam do chałupki, a ona już tam była. Właściwie nie tyle ona, ile któraś tam woda po mniej lub bardziej udanych przekręceniach-zasłyszeniach. Ledwie przekręciłam klucz w zamku, a już zadzwonił kolega, życzliwie donosząc, co też o mnie głoszą
A było tak - 5 osób, kilka tematów, jedna otwarta dyskusja na gorąco. Kto miał ochotę, ten się odważnie wypowiedział, kto nie miał - przemilczał lub... wyłączywszy fonię a podregulowawszy wizję z mową ciała... obruszył się i... - pogalopował z życzliwą, koleżeńską relacją.
Wersja, która do mnie dotarła, była... cóż, gdybym nie uczestniczyła w rozmowie, nie domyśliłabym się, że to na pewno o tę rozmowę chodziło. Dlaczego z kilku tematów przekablowano akurat ten wątek, i dlaczego - jako głównego prowodyra i wroga (w sytuacji, gdy dyskusja była szczera i luźna, ale nie... wredna i wroga) wytypowano mnie? Z czystej sympatii zapewne... Kilka tygodni temu osoba donosząca wytknęła mi, że jestem do niej uprzedzona. Przez grzeczność nie zaprzeczyłam... Jednym z powodów tego mojego uprzedzenia był wlaśnie... długi język osoby, którego zasięg odczułam już jakiś czas temu.
Nie jestem osobą powszechnie lubianą - wiem i nie cierpię z tego powodu. Kiedyś byłam, potem boleśnie powszechną życzliwość odczułam. Przeżyłam. Nie zdobywałam jednak sympatii, będąc miłym dla wszystkich, obrabiającym im wszystkim poza plecami tyłki, najlepiej poinformowanym medium.