Dobry wieczor..
Pisze pani o "wakacjach w klasztorze" z lekkim zdumieniem. Czy ja wiem, czy to dziwne? Moze w jakis sposob znak czasow-jak to sie modnie ostatnio mawia. Ludziom zbyt glosno chyba sie na swiecie zrobilo. Sama jezdze do klasztoru. Mam zaprzyjaznione zakonnice miedzy Łodzią a Radomiem, wsrod pol, na wsi. Kiedys jako duzo mlodsza trafilam tam z kolezankami na rekolekcje, potem zaczelam jezdzic sama. Zmienil sie cel z religijnego na jakby rekreacyjny bo i ja sie zmienilam. Chodze u nich spac o 19, wstaje na brewiarzowe modlitwy o wpol do szostej rano. I to raczej doznanie ogolno duchowe niz katolickie czy religijne. Moze najtrafniej byloby powiedziec, ze estetyczne. Nigdzie nie wysyspiam sie tak dobrze jak w czysciutkim goscinnym pokoju gdzie jest tylko lozko, szafka i krzeslo. Doje z siostrami krowy, zrywam nagietki na masc, pomagam w pieczeniu chleba, zbieram klosy do plecenia dekoracji w kaplicy. Nie usiluja mnie "usiostrzyc" na sile. Nie podsuwaja religijnych ksiazek,po kilku probach wreszcie zauwazyly,ze to nie moja bajka,ale czegos sie zawsze od siebie uczymy. Patrze na nie z podziwem, jaka tam cisza a ile smiechu. Wracam inna, uspokojona. Przynajmniej na jakis czas. W tym roku znow pojade.
pozdrawiam serdecznie