Pani Krystyno!
Wróciłam z monodramu "Ucho,gardło,nóż". Byłam sama...Dotarłam do domu nabuzowana emocjami, którymi nie mam się z kim podzielić. Do tego w szatni dorwała mnie dziewczyna z radia i poprosiła o skomentowanie przedstawienia. Teraz nawet nie mogę sobie przypomnieć o czym jej mówiłam. A mówiłam chyba jakieś bzdury bo kilka razy prosiła o sprostowanie, więcej szczegółów dotyczących tego, co konkretnie działo się na scenie. Już miałam ochotę jej powiedzieć, żeby dała mi spokój bo myślami byłam daleko od konkretów. Może to źle, że nie potrafię odtworzyć dokładnego przebiegu całej akcji ale jak tu odtwarzać, gdy wewnątrz toczy się walka z emocjami. Jakimi...? Gdybym to ja wiedziała! Na co dzień czegoś takiego nie doświadczam. Jedyne, czego jestem pewna to, że są bardzo silne i zawładnęły całym moim umysłem. Chyba jest mi smutno. Nie! Na pewno jest mi smutno, ciężko, dziwnie, inaczej... Zachwyt Pani kreacją miesza się z pewnego rodzaju bólem. Czy o to chodziło?
Jest Pani bardzo autentyczna, przekonywująca i od razu nasuwa mi się pytanie, jak Pani sobie radzi z wcielaniem się w tak poruszającą postać? Czy po takim występie łatwo przejść do tzw. "codziennych spraw"? Bo przecież w trakcie pracuje Pani całą sobą i tylko sobą, oscylując na granicy najbardziej intensywnych i trudnych przeżyć. Do tego jeszcze dochodzi konfrontacja z publicznością i czasem niezgodny z intencjami odbiór.
Po zakończeniu, w trakcie końcowych braw i owacji "na stojąco" widziałam wdzięczność w Pani oczach ale... i smutek na twarzy. A może mi się tylko wydawało...?
Bardzo serdecznie pozdrawiam!
Martyna
P.S. Już mi lepiej! W końcu to Pani stała się moim powiernikiem ;)!