W sierpniu 1980r. bylam b. mlodym czlowiekiem, mialam kilkanascie lat. Pamietam wydarzenia i nastroje. W moim rodzinnym domu nigdy nie bylo wielkiej polityki. Rodzice duzo pracowali, szczegolnie tato, zanurzeni byli w codziennosci, po prostu robili swoje. Mieszkalam w malej gminnej nadburzanskiej wiosce. Nie pamietam ze swojego otoczenia ludzi jakos wyjatkowo rozbudzonych politycznie. Moze sie bali, moze byli zagubieni? Dla wielu jedynym zrodlem informacji byla wtedy telewizja. W niedziele szli do kosciola, gdzie znowu slyszeli o tych samych wydarzeniach, ale jakos inaczej, czasami zupelnie inaczej. We wsi mieszkaja prawoslawni i katolicy, mniej wiecej pol na pol. I tak tez c z a s a m i przebiegaly podzialy polityczne. Jesli sie nie wychowalo, nie dorastalo w takim miejscu, to czasami trudno zrozumiec, skad taka niechec, takie animozje. Ale to bylo/jest, moze jakos podskornie, ale jest. Chociaz dobrzy ludzie tam mieszkaja. Moj tato, kibic sportow wszelakich, wybieral sie na Olimpiade w Moskwie. Byl na liscie 'rezerwowych'. Marzyl, ze ktos zrezygnuje ze swojego miejsca, biletu i wtedy on pojedzie. Zmarl nagle pod koniec czerwca 1980r. Bylo to dla mnie przezycie traumatyczne. O sierpniowych wydarzeniach w ogole w domu nie rozmawialismy. A potem byl stan wojenny, ktory pamietam jako czas BEZ NADZIEI. Jakby wielka czapa na nas spadla i przydusila do ziemi. Szara i smetna rzeczywistosc. A mimo to nastroje, podzialy wyczuwalam bardziej niz przedtem. Kiedys w liceum na godzinie wychowawczej wstal moj kolega i powiedzial rusycyscie, ze slucha Wolnej Europy, Luksemburga, a radia Moskwa to jak chce sie posmiac. Nauczyciel szalal, wygonil go do domu. Innym razem moj chlopak z kumplami wymalowal na hustawkach na placu zabaw, a konkretnie na czyms takim w rodzaju rakiety sierp, mlot i gwiazde. No, takie wtedy byly zabawy. W liceum zjawila sie milicja i zabrala ich na pare godzin. Takie byly kary. A wychowawczyni, nauczycielka od historii, tez szalala, tylko inaczej niz rusycysta: 'Dlaczego mnie akurat nie bylo w szkole?! Po moim trupie by ich zabrali!!' Podzialy miedzy nauczycielami byly wrecz namacalne. Rok 1989 byl dla nas, dla mnie i mojego meza, rokiem wielkiej NADZIEI. Zblizalismy sie do konca studiow, pierwsza praca i skok w nowa polska rzeczywistosc. Byl w nas entuzjazm, radosc i wiara. A potem pierwsze wolne prezydenckie wybory. I b. smutny poranek po pierwszej turze. Totalne zniechecenie, nie chcialo sie wychodzic z domu. Do drugiej tury juz nie poszlismy. Wtedy po raz pierwszy pojawila sie mysl o wyjezdzie. Maz twierdzi, ze bylismy/jestesmy emigracja polityczna. W 1993r.!
Na forum ogolnym sa zdjecia z Pania z warszawskiego koncertu. Pieknie Pani wyglada. Pieknie i odpowiedzialnie /to moj maz/. Mam nadzieje, ze wyslucham tego koncertu, na razie walcze z technika. Na zdjeciu rowniez Pan Krzysztof Kolberger. B. mnie to ucieszylo.
Pani Krystyno, dziekuje za wpis w HP. Napisalam tam: Tak sie ucieszylam i speszylam, ze pierwsza reakcja wiadoma: schowac sie pod stol. Pani Krystyno, serdecznie pozdrawiam, a za strone wszyscy bardzo dziekujemy.
I dodam: tak wlasnie odbieram Pani strone. Ze jest to dla Pani nie tylko nowoczesna forma kontaktu z widzami, ale przede wszystkim mozliwosc wyrazenia i uslyszenia siebie. Zycze dobrego dnia. M.