Pewien bezdomny znalazł sobie miejsce w pobliżu targu rybnego pł-zach części Manhattanu.Odór rybich wnetrzności i gnijących resztek,jaki się unosi wokół,jest nie do zniesienia,ale w centrum miasta jest za dużo ludzi i czepiają się go policjanci.Na dole przy nabrzeżu nikt nie zwraca uwagi na siwego męszczyznę,który śpi w dołku załadunkowym,za pojemnikami na śmieci.O poranku bezdomny bierze się do przetrząsania śmietnika,w ktorym zawsze lądują resztki z pobliskich restauracji dla turystów.Wczesny start gwarantuje udane łowy:wczorajszy chleb czosnkowy i frytki,nadgryziona pizza,kawałek sernika.Je ile może,a resztę wkłada do papierowej torby.
Poranne słońce blado prześwituje.Na stosie zwiędłej sałaty męszczyzna zauważa los z zeszłego tygodnia.Che machnąć na niego ręką,ale siła przyzwyczajenia zbieracza powoduje,że podnosi los i wciska go do kieszeni.Kiedyś,gdy miał więcej szczęścia,kupował jeden los w tygodniu,ale to dawne dzieje.Mija popołudnie ,gdy włoczega przypomina sobie o losie i sprawdza go przy kiosku z gazetami,porównując liczby.Trzy liczby się zgadzają ,czwarta,piąta - wszystkie siedem!Niemożliwe.Takie rzeczy się nie przydarzają!
Ale to prawda.Nieco póżniej,bezdomny mruży oczy w jaskrawym świetle reflektorów.Ekipy telewizyjne przedstawiają włóczęgę,który będzie otrzymywał 243 tysięcy dolarów rocznie przez następne dwadzieścia lat.
Elegancka prezenterka podsuwa mu pod nos mikrofon i pyta : "Jak się pan czuje".
Włóczęga patzry na nią oszolomiony ,dawno,bardzo dawno nikt go o to nie pytał
Czuje się jak czlowiek,który otarł się o śmierć glodową,i do którego teraz zaczyna docierać,że już nigdy nie zabraknie mu jedzenia
Pani Krysiu pozwoliłam sobie zamieścić fragment czytanej przeze mnie książki Philipa Yancey'ego,który uderzył mnie - jest to metafora Łaski Bożej.Jak czuje się ktoś,kto dostaje wszystko "za darmo" za nic..