Pani Jando kochana,
nie piszę, ale to, co Pani zamieściła, trochę mnie ośmieliło. Pisałam i kasowałam. Wydawało mi się, że niepotrzebnie dosmucę. Pisałam kiedyś o muzyce do "Człowieka z marmuru" - jak, nie wiedzieć czemu, jest dla mnie ważna. Pisałam o Pani wywiadach - opowieści o przedstawieniu Pana Trelińskiego nigdy nie zapomnę. Jak u Krystyny Prońko, jest Pani dla mnie niemal lekiem na całe zło.
Temat szpitali, lekarzy, pielęgniarek, chorób, wieku jest mi bardzo bliski. Zwykle ludzie, patrząc na mnie, nie spodziewają się ani głębokich przemyśleń, ani trudnych doświadczeń. Mój mąż jest od lat ciężko chory. Mogłabym nie wiem, ilu ludzi obdzielić zdarzeniami ze szpitala, jazdami do szpitala (pamiętam, jak kiedyś Pani napisała o gps-ie: zawracaj! zawracaj! nie jedziesz w tą stronę!), czekaniem na pielęgniarki, lekarzy, kolejki, ludzi, badania. Moje dziecko od zawsze cierpiące na Zespół Aspergera - cud, zaczął studia, był bardzo dobrym studentem. Przed samym końcem zachorował. Dwa miesiące spędziłam w szpitalu, nie jadłam, sama chora, wstawałam i jechałam - od rana do wieczora siedziałam przy Nim. Pielęgniarki pytały, jak to wytrzymuję, byłam na oddziale dłużej, niż one. Nie wyobrażam sobie zostawienia bliskich w ciężkiej sytuacji. Jasiek dawał mi siłę. Od chwili przebudzenia miałam Go przed oczami. Skończył licencjat. Lekarka powiedziała, że dla Niego to był taki wysiłek, jakby zrobił doktorat. Teraz ja. Po świętach, z dnia na dzień przestałam spać. W ogóle. Kłopoty różnego rodzaju widać odbiły się i na mnie. Biorę leki, siedzę znowu na zwolnieniu, pracodawcy mnie uwielbiają. Czekam, aż się wyleczę. Czekam na zdrowie. Mama mojego męża ma dziewięćdziesiąt lat. Jego ciotka - dziewięćdziesiąt jeden. Znam takie historie, które świadczą o tym, że starsi ludzie trzymani są w domu dla emerytury. W zeszłym roku sama musiałam iść do opieki, bo nie miał kto wykonać prostych robót w domu. Pani, która nam miała pomóc, była bardziej chora, niż ja. A upokorzenie proszenia i wypełniania dokumentów mam nadzieję pomoże mi lepiej żyć - jest ogromne. "Rzeczy, których nie wyrzuciłem" Marcina Wichy opisują podobną sytuację, jak Pani mamy Magiczne Miejsce. Ja znam wersję ze szpitala: gdzie Pan jest? W niebie. Napisałam kiedyś do Pani Agaty Tuszyńskiej po przeczytaniu "Ćwiczeń z utraty". Podobno Jej książka wzbudziła negatywne komentarze z powodu drastycznych opisów. Moim zdaniem, tam jest bardzo mało drastycznych opisów - można napisać dużo więcej.
Mam nadzieję, że jakoś to wszystko się skończy. Jasiek dokończy studia, ja wyzdrowieję, mąż nie zachoruje bardziej. Wszyscy nie zachorujemy. I będziemy się cieszyć życzliwością ludzi. Miałam okazję studiować pedagogikę opiekuńczo - wychowawczą. Na zajęciach geriatrii trzeba się było nauczyć śmiać, bo poziom nieszczęścia, związany ze stanem zdrowia i opieką nad ludźmi starszymi jest porażający. Czytam dzieciom baśnie (kiedy nie choruję) - dzieci są kochane, tłumaczę im, że jak nie będę chorowała, przeczytamy wszystkie baśnie. Andersen, Grimm, polskie baśnie - często się czyta o ludziach zostawionych, lekko, wszyscy odeszli, zmieniło się, przyszli. Życie.
Mama nadzieję, że moje przeżycia będą mogły być kiedyś opisane - jak tylko będę zdrowa.
Pozdrawiam Panią serdecznie i życzę zdrowia, zwłaszcza Pani Mamie
Dobrego
a