Bo jeśli Bóg daje człowiekowi... a każdemu daje... tyle pragnień, marzeń, uczuć, nadziei, a ktoś to zmarnował tak jak ja... A mnie to dał już tyle! Głównie nadziei... Ale nieważne, to też siła....
Przestała dziś Pani mówić jako Shirley - na chwilę - w każdym razie tak to zabrzmiało. To kunszt. Poptrzyła wtedy na mnie moja Przyjaciółka i mieliśmy takie samo wrażenie.
Poznaliśmy się kiedy miałem 14 lat. Coś przeczuwałem. Niedużo jednak rozumiałem. Na pewno nie rozumiałem Marty z Kto się boi... - to była jedynie opowiedziana historia. Historia, której choćbym chiciał nie rozumiałem.
Była między nami długa droga.
A dziś? Dziś jesteśmy o krok. Wystarczy przejść Mokotowską dwa kroki, skręcić w Piękną i za rogiem możemy się spotkać.
Wtedy - kiedy miałem lat 14 - najpierw zazdrościłem moim rodzicom. Zdążyli zobaczyć Callas, przy jakieś okazji Pani wizyty w Krakowie. Potem - kiedy czytałem - zazdrościłem tej rzeszy młodzieży, która jeździła z Panią za Białą Bluzka.
A dziś mamy 2016 - i na moje szczęście, zobaczyłem i Białą Bluzkę i Callas.
Pierwsze widzenie z Callas mieliśmy, kiedy siedziałem przed pierwszym rzędem, na podłodze, drugi raz widzieliśmy się z wygodnej perspektywy fotela. Pomyślałem, jak ogromne znaczenie ma to, z którego punktu widowni ogląda się sztukę, jak wiele może to zmienić.
Od pierwszych chwil Shirley, którą dziś widziałem po raz trzeci (po chyba sześciu, albo i więcej latach od ostatniego z nią spotkania) nie mogłem opanować śmiechu od pierwszych minut. Ile to słów, ile Danut, ile Marii, ile gestów, od kiedy widzieliśmy się ostatni raz. Każdy krok przyprawiał mi o uśmiech. Kiedy ma się nagle lat trzydzieści nabiera to innych kolorów.
Spotykajmy się najczęściej. Bardzo nam blisko.
Z wyrazami szacunku,
Artur Adamczyk