Szanowna Pani Krystyno,
Wystawia Pani w Polonii „Prapremierę dreszczowca”, a ja nie mogę jej chwilowo zobaczyć, bo mieszkam w Bristolu (UK). Wpadłam więc na genialny pomysł, żeby, zamiast do Warszawy, pojechać do Londynu, obejrzeć „The Play That Goes Wrong”.
I tak spędzam w Londynie 2 dni.
Sobota wieczór – „The Play…”. Publiczność pokłada się ze śmiechu. I ja też śmieję się na głos z tego humoru, który, po kilku latach mieszkania tu, jest już też „mój”.
Dostrzegam ironię w tym, że sztuka o sztuce, w której wszystko się sypie, jest zrealizowana perfekcyjnie. Dekoracja przewraca się wokół aktorów i im na głowy z chirurgiczną precyzją, jest mały pożar i rozbite szkło - wszystko rozbrajająco zabawne, chociaż w slapstick’owej estetyce.
Tekst „Dreszczowca” rzeczywiście średnio wciągający sam w sobie, wzorowany mocno na „Pułapce na Myszy” A. Christie (ale ciiiii, o tym nie wolno mówić, co się w tamtej sztuce dzieje, to tajemnica). Ale zagrany w taki sposób, że i tak mało kto śledzi rozwiązywanie zagadki morderstwa, bo żart goni żart i przez łzy śmiechu ciężko dostrzec subtelności kryminału. Pod koniec drugiego aktu aktorzy na chwilę „zwalniają”, żeby publiczność mogła połapać się co zaszło i kto jest mordercą. Całość zabawna i świetnie zagrana.
Oczywiście po obejrzeniu, „The Play…” jestem jeszcze bardziej ciekawa jak wygląda „Dreszczowiec” w Polonii. Grajcie, proszę, jeszcze długo, może zdążę…
Niedziela - teatry na West Endzie w ogromnej większości ciemne, ale znajduję prawdziwą perłę: w The Old Vic, Kevin Specey gra monodram „Clarence Darrow”.
Bilety oczywiście wyprzedane, a ja, niezrażona, stawiam się rano w kasie teatru. Jestem sama, jeden bilet czasem się znajdzie, wiadomo. No i mają jeden bilet, zwrot, cena: 125 funtów… kolana się pode mną ugięły. No nie, takiej fortuny z siebie nie wysupłam, musiałabym nie jeść przez dwa tygodnie i nie zapłacić rachunku za gaz. Ale (cud!) mają też wejściówkę: 8 funtów 50 pensów, miejsce stojące, nie wszystko będzie widać… Nieważne, biorę!
Stoję więc na samym szczycie audytorium, „z bogami” jak mawia moja znajoma, na czubkach palców, przechylam się przez barierkę i chce mi się płakać ze szczęścia, że tam jestem, że mogę to oglądać. Teatr Old Vic „tymczasowo” (od dwóch lat) przerobiony tak, że niewielką scenę ma pośrodku, otoczoną widownią. Cudowna przestrzeń! ale nie mogę się oprzeć wrażeniu, że to będzie jeden człowiek otoczony Armią widzów. Wrażenie znika w sekundę po rozpoczęciu spektaklu. Spacy jest wspaniały! Rządzi ta historią i publicznością bez najmniejszego problemu. „Wypełnia całą przestrzeń”, jak określiła to Pani kiedyś, w jakimś wywiadzie, wypełnia historią, głosem, charyzmą. Jest i Cisza, i dramat, i humor, i lekcja przykrej historii, która za bardzo przypomina teraźniejszość, by można, wiedząc o tym, spokojnie spać. Owacja na stojąco trwa w nieskończoność. Spacy kłania się, kłania i teraz, kiedy nie jest już Clarencem Darrow’em, wygląda na wyczerpanego.
Najlepszy monodram jaki widziałam od czasu Pani "Shirley" w Teatrze Nowym w Poznaniu, wieki temu.
Pojutrze lecę do Poznania, do rodziców na Święta. W poniedziałek, 30tego idziemy do Teatru Wielkiego na Mayday, produkcję Och-Teatru. Bardzo kibicuję obu Pani scenom, w Polonii byłam, ale to będzie moje pierwsze doświadczanie Och-Teatru. Nie mogę się doczekać!
Życzę Pani zdrowia i dobrych Świąt Wielkiej Nocy.
Kłaniam się,
Karolina