Pani Krystyno.
Chodzę do hospicjum. Na wczorajszym szkoleniu z psychologiem usłyszałam: Obejrzyjcie Tatarak. Początkowo nie zapałałam entuzjazmem. Oglądałam ten film kilka lat temu. Byłam jeszcze dzieckiem, nic nie rozumiałam. Myślałam wtedy: wszystko bez sensu, bez ładu, bez składu, e tam... Teraz też jestem dzieckiem, 19 lat to wciąż jak na receptę. Ale dziś jestem dzieckiem, które ma pasję i wspomnienia, których nie miało kilka lat temu.
Zabrałam się dziś za film. Kilka razy płakałam. Kilka razy zatrzymywałam i cofałam o kilka minut. Kilka razy zatrzymywałam oddech w piersiach. Aż wreszcie, po tej niecałej półtorej godzinie, stwierdziłam, że wreszcie do niego dorosłam.
Odnalazłam w filmie trzy istotne rzeczy.
Po pierwsze - aktora jako człowieka, przed którym stoi najtrudniejsze na świecie zadanie - pokazanie swych emocji jak na tacy. Moją pierwszą pasją jest teatr. Zaprzedałam mu duszę i całą siebie. To największa miłość mojego życia.
Po drugie - śmierć, która przecież w hospicjum jest wciąż obok. Widziałam oczy osób, z którymi codziennie zmierzam do ich osobistego końca świata.
Po trzecie - siebie w pani monologach. Niecały rok temu los zabrał mi kogoś bliskiego. Rak.
Dziękuję pani za pani aktorstwo, wrażliwość, piękno, dojrzałość, mądrość. Za pani życie. Za to, że mogę się od pani tyle uczyć. I za odwagę. Za odwagę najbardziej.