Kochana Pani Krystyno!
Zupełnie niespodziewanie spędziłam przepiękny niedzielny wieczór w Och-teatrze z Pocztówkami z Europy. Po pierwsze, niespodziewanie dlatego iż miałam na Pocztówki... bilety czerwcowe, a po drugie i najważniejsze, nie spodzewałam się, że spektakl poruszy mnie aż tak i okaże się jakby pisany po troszę dla mnie...Do teraz nie wiem jak ubrać to w słowa, ale może po kolei.
Nie mogąc się już doczekać spektaklu w sobotnie popołudnie podjęłam decyzję, aby dłużej nie czekać i zobaczyć go już jutro ( czyli w niedzielę) co biorąc pod uwagę ilość kilometrów jaką mam do pokonania (160) było dość szalonym pomysłem. Ale udało się. Miło było zaraz po wejściu do Och- teatru zobaczyć Panią siedzącą przy stoliku w otoczeniu przyjaciół oraz Pani Mamę przy sąsiednim stoliku. Proszę wybaczyć, wiem że to może być uciążliwe jak się ktoś tak bezceremonialnie gapi dlatego starałam się nie gapić a jedynie zerkać dyskretnie. Mam nadzieję, że mi się to udało . Pomyślałam sobie wówczas, że będzie to spektakl prawdziwie uroczysty, choć oczywiscie dla mnie każdy wieczór u Pani w teatrach jest zarazem miłą wizytą i prawdziwym świętem.
No,ale przejdę juz do samego spektaklu. Podzielony niejako na dwie części, które z pozoru wydawały się tak różne a tak naprawdę dopełniały się, by stworzyć wspanialą całość. Cóż to za niezwykły tekst...Nie pamiętam kiedy ostatnio i który spektakl wzbudził we mnie tak skrajne emocje i tak zaskoczył. Początkowo zaciekawił, rozbawił, by w drugiej części spowodować łzy, łzy nie śmiechu,lecz wzruszenia, poruszenia.
Dla mnie był to przede wszystkim spektakl o próbie oswajania śmierci najbliższych, o tym,że niełatwo jest sobie z tym radzić i że ta nieumiejętność pogodzenia się z losem, że nie należy się tego wstydzić...Ja od prawie roku próbuję jakoś oswoić w sobie, przyjąć do siebie fakt śmierci bliskiej osoby, wspominanej także w listach do Pani...I kwintesencją tego oswajania były dla mnie końcowe słowa Evelyn,że : "Może on wcale nie umrze, może po prostu zamieszka w pokoiku za kuchnią" (proszę wybaczyć niedokładność cytatu). Na te słowa stanęły mi w oczach łzy...Jakby to były moje słowa. Ileż razy mówię sobie, że on wcale nie odszedł, że może jest gdzieś w przysłowiowym pokoiku za kuchnią i gdzieś stamtąd patrzy na mnie. Pewnie to nieco infantylne, ale...łatwiejsze, choć wiem oczywiście, że nie wyjdzie nagle jak Nana. Bohaterowie sztuki tworzą sobie własną także trochę infantylną i mocno jakby to powiedzieć "zakręconą" rzeczywistość, aby im było łatwiej. Wszyscy uciekli, syn wrócił a oni nadal są w podróży.. I co robić. Piękne to słowa. Bardzo poruszyła mnie też postać Gillian, która z miłości do ukochanego postanawia przyjąć ten świat i znaleźć w nim swoje miejsce. Bardzo przejmująco i prawdziwie ukazuje tę postać Pani Maria. Fantastyczna jest po prostu. Nie wyobrażam sobie też w roli Evelyn nikogo innego niż Pani Magdalena Zawadzka.Wspaniałe zwieńczenie Jej jubileuszu. Znakomita jest cała obsada, pięknie to Pani wszystko "wymyśliła" jako reżyser, czy właściwie pewnie wszyscy " wymyśliliście" podczas pracy. Powstał niezwykły dla mnie i tak bliski mi spektakl. I tak potrzebny...z pewnością nie tylko mnie.
Dziękuję...
Ewa Sobkowicz