Szanowna Pani Krystyno,
pozwalam sobie dołączyć do chóru osób nieustannie zachwyconych i jednocześnie niezmiernie wdzięcznych za możliwość przeżycia wieczoru w innym, niecodziennym wymiarze.
"32 omdlenia" stały się dla mnie okazją do uśmiechu, którego nieczęsto doświadczam i okazją do podziwiania Państwa kunsztu - zasłuchania, zapatrzenia, zauroczenia...
Dziękuję.
Ostatnim razem, kiedy uwierzyłam, że teatr może jeszcze wybudzić mnie z emocjonalnego letargu poleciałam do Londynu obejrzeć na scenie Judi Dench
Przypadek sprawił, że to była rola w "Madame de Sade", jak mi się zdawało, skrajnie wyczerpująca dla 75-letniego człowieka, ale jakaś nieznana mnie (widzowi) siła niosła niebywale silny i sugestywny głos aktorki po całym teatrze. Po latach podziwiania jej talentu w telewizji i kinie dotarło do mnie nareszcie czym jest jej żywioł. Bezsprzecznie - teatr. Niby o tym czytałam, ale przecież to nie to samo - musiałam sprawdzić, poczuć i zrozumieć dlaczego Judi nie zamierza odchodzić na emeryturę. W końcu, wg jej własnych słów - ilu ludzi kocha to, co robi, swoją pracę, ilu jest takich szczęśliwców... 5-6%? Rezygnować z tego co daje szczęście?
Wtedy wybrałam spektakl, który był na afiszu od miesiąca, wydawało mi się, że po kilku, kilkunastu przedstawieniach zespół jest najbardziej zgrany, dopasowany, że nić porozumienia wytwarzana podczas prób umacnia się.
Ale to pewnie złudne przekonanie, wszak każdy wieczór jest inny. Inne emocje aktorów, inna publiczność.
Niezawodnie sprawdzę to wkrótce na przykładzie "32 omdleń".
Ogromna to przyjemność móc Panią widzieć na scenie, dać się porwać Pani czarowi...
Ukłony.
Alisa