Pani Krystyno,
byłam, byłam wczoraj na Omdleniach. Nie zamawiałam wcześniej biletów, weszłam na wejściówkę i siedziałam na schodach, ale wcale mi to nie przeszkadzało. Uczta teatralna sprawiła, że nie czułam twardych schodów
Ma Pani rację, ale nie całkiem. Teatr nie tylko MOŻE być cennym przyjacielem. Ja wiem, że on JEST cennym przyjacielem.
Teraz, po prostu dzięki bliskości Ocha, przypomniały mi się czasy, kiedy w teatrze przesiadywałam od rana do wieczora. Pracowałam w teatrze i przychodziłam rano "do pracy", a wychodziłam po przedstawieniu, w ciągu dnia jeszcze udawało mi się cichutko przysiąść na sali w kąciku na próbie. Jakie to były wspaniałe chwile, widzieć, jak z niczego powstaje coś wspaniałego. Miło było też przejść się po pustej, ciemnej scenie.
Och było pięknie. Potem długa przerwa na życie poza teatrem, a teraz znów to przyjemne uczucie, kiedy światła gasną i zaczyna się spektakl.
Do tego jeszcze ma Pani tyle pomysłów. Nigdy człowiek nie wie, co Pani jeszcze wymyśli. I tyle się dzieje.
Z niecierpliwością czekam na Plac Konstytucji, ale też, jak innym, podobała mi się trawka przed Ochem. Byłabym szczęśliwa, gdyby chociaż część przedstawień lub koncertów odbyła się na Grójeckiej.
Rozpisałam się (a właściwie rozkleiłam), kończę, bo szkoda Pani czasu na czytanie takich długich listów.
Pozdrawiam, licząc na szalone lato z jednym i drugim Teatrem (wakacje spędzam w Warszawie)
Małgośka