Pani Krystyno,
przesyłam najnowszy artykuł o "Shirley Valentine". Ciekawy i dobrze napisany moim zdaniem.
A w dalszej części do CV, trzy artykuły o "Kotce na rozpalonym blaszanym dachu" oraz obszerne fragmenty video "Na szkle malowane" w Teatrze Powszechnym w 1994r., wyemitowane przez TVP Kultura.
Miłego czytania i oglądania...
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Shirley Valentine bawi i inspiruje
Katarzyna Małecka - autor serwisu Wiadomości24.pl, 21.05.2010r.
Monodramat Krystyny Jandy porusza, skłania do zastanowienia się nad sobą i swoim życiem. Równocześnie pobudza do śmiechu, gdyż okazuje się, że nawet największe problemy można rozwiązywać na wesoło.
Sfrustrowana żona i matka, a przede wszystkim: kobieta. Kobieta, która podczas codziennych zajęć w kuchni podsumowuje swoje życie. Potrafi z humorem spojrzeć na swoje dotychczasowe osiągnięcia, ma wielką wewnętrzną siłę i umie śmiać się sama z siebie. Najczęściej rozmawia ze... ścianą - której rolę gra niejako publiczność - ponieważ tylko w ten sposób może wyrzucić z siebie tłoczące się myśli.
Myśli, których jest sporo. Nie tylko na temat jakości własnego życia, męża i rodziny. Bohaterka zastanawia się nad losami kilku znajomych osób, zastanawia się nad sensem życia w ogóle. I dociera do ważnej dla siebie prawdy. Uświadamia sobie, że kiedyś potrafiła marzyć. Tymczasem teraz, aktualnie - umiejętność ta gdzieś się zagubiła. Krocząc obraną w swoim czasie drogą, przez parędziesiąt lat, Shirley zgubiła swoje marzenia.
Okazuje się, że rodzina to ważna dla bohaterki wartość. I właściwie, na pierwszy rzut oka, wszystko jest w porządku, prawie idealnie. Nie ma patologii, głodu, cierpienia fizycznego. Przynajmniej nie na tyle dużo, by był to problem. A jednak, rodzina Shirley nie jest taka, jaką chciałaby mieć. Dzieci dorosły i opuściły już dom. Nawet gdy znajdują się blisko - zajęte są egoistycznie własnymi potrzebami. W przypadku konfliktu interesów, gdy okazuje się, że matka także myśli i czegoś pragnie - dzieci odsuwają się od niej, nie akceptują decyzji Shirley.
Mąż, kiedyś wspaniały facet, teraz pragnie od życia tylko tego, by parująca kolacja czekała na stole, codziennie wieczorem. I nic więcej: żona przecież jest, to fakt, który się nie zmieni. Żonę można obrazić, uderzyć - ponieważ się ją kocha, a miłość bywa trudna, lecz wiele wybaczy. Nie trzeba się starać, nie trzeba rozmawiać. Więc... Shirley i jej mąż nie rozmawiają. Nie mają o czym. Każdy dzień mija według dawno ustalonego schematu. Nie ma miejsca na spontaniczność, nie ma miejsca na zmiany. Nie ma miejsca na... marzenia.
W momencie, gdy Shirley uświadamia sobie klęskę swoich dawnych pragnień, zaczyna zauważać schemat, rolę w która została wtłoczona jakby nieświadomie dawno temu. I wtedy zaczyna rodzić się bunt. Chęć zmiany, która rodzinie jawi się jako destrukcja, a dla Shirley jest ostatnią deską ratunku. Tylko w ten sposób może odnaleźć samą siebie.
Czy odnajdzie? Trzeba zobaczyć!
Wspaniała rola Krystyny Jandy!
Aktorka wciela się w rolę Shirley Valentine od wielu lat, jednak na scenie, widz zauważa jej zaangażowanie oraz... radość z gry. Krystyna Janda bawi się podczas spektaklu równie dobrze, jak publiczność... jeśli nie lepiej!
Aktorka w wywiadzie na temat od dawna granej roli Shirley, powiedziała: "Myślę, że spektakl zmienił się na tyle, na ile ja zmieniłam się przez te lata. Został temat, problem, konstrukcja, powód dla którego opowiadam tę historię, a Shirley zmienia się razem ze mną. Zresztą ja już tego nie gram. Ja nią jestem. Staję się nią, przekraczając linię sceny i kulis, a co więcej - dzieje się to już i dla mnie samej niezauważalnie. A przyjemność bycia Shirley, radość, którą ja odczuwam - mam wrażenie - przenosi się na publiczność".
Właśnie dzięki temu spektakl przyciąga zarówno nowych widzów, jak też ma grono stałych, co jakiś czas wracających do teatru fanów Shirley. I nie dziwi mnie to, gdyż obejrzenie Shirley Valentine dało mi motywację do... marzeń. Do realizacji zwłaszcza tych marzeń, które czasami nawet przerażają, tak bardzo odbiegają od utartego... schematu. Dokładnie tak! Refleksja nad sobą i nagła chęć działania - to wartość dodatkowa, którą daje obejrzenie sztuki. Nie tylko dobra zabawa i porcja śmiechu, ale też zaduma nad sobą. To oraz wspaniała gra aktorska, według mnie decydują o niesłabnącej popularności spektaklu.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Gra w Kotkę
Janusz R. Kowalczyk, Rzeczpospolita nr 42, 19-02-1992
Choć od czasów Strindberga jawnie prezentowana niechęć do kobiet nikogo nie jest w stanie zadziwić, niemniej jednak dla purytańsko nastawionych Amerykanów "Kotka na rozpalonym blaszanym dachu" była w połowie lat 50. wyzwaniem. Tennessee Williams uczynił w niej bowiem z własnych kompleksów gaya (zasadnicze kłopoty z prokreacją) materiał dla potrzeb teatru. W Polsce prapremierę "Kotki" w reżyserii Jerzego Hoffmana dał w 1972 r. Teatr Powszechny w Łodzi. Teraz tę jedną z najgłośniejszych i najdrastyczniejszych sztuk Williamsa po raz pierwszy możemy obejrzeć w Wars$zawie, jednak czasy, kiedy mogłaby kogokolwiek zaszokować, minęły bezpowrotnie. Ta wypełniona namiętnościami, sadomasochistyczna rozgrywka rodzinna o sukcesję po umierającym na raka milionerze nie może być już żadnym zaskoczeniem dla najniewinniejszego nawet odbiorcy "Dynastii".
Temat, wydawałoby się przerobiony już u nas na 122 stronę, znalazł w praskim Teatrze Powszechnym im. Zygmunta Hubnera znakomite przyjęcie. Na frekwencyjny sukces wpłynęła przede wszystkim doskonała obsada. Krystyna Janda w roli Margaret prezentuje aktorstwo drapieżne, w pełnej skali emocjonalnych odczuć, doskonale przylegające do wizerunku tytułowej Kotki, kobiety ambitnej, niepohamowanej w dążeniu do zachowania własnej godności, w walce o ukochanego mężczyznę i trwałość związku nie dyktowanego wyrachowaniem. Choć z woli autora małżonek Brick czuje do Margaret jedynie obrzydzenie, Krystyna Janda, wręcz przeciwnie, w seksownej bieliźnie prezentuje się nader apetycznie. Aktorka wypowiada swoje kwestie z taką siłą przekonania, że widz wierzy bez zastrzeżeń nawet w pean o zaletach ciała małżonka, choć Piotrowi Machalicy (Brick) daleko jednak do uroku Adonisa, a już zwłaszcza z nogą w gipsie i na nieustannym rauszu. Podobnie jak Janda, Piotr Machalica znacznie przesilał zguje się obok ramotowatych niekiedy mielizn tekstu. Gra jednak w efektownym kontraście do partnerki: spokojnie, "intelektualnie", chłodno. Pomimo tego chłodu, kiedy jest na scenie razem z Jandą, temperatura spektaklu gwałtownie wzrasta. Aktorski koncert pary głównych wykonawców sprawia, że niewątpliwe zasługi innych współtwórców scenicznego sukcesu schodzą na plan dalszy.
Atrakcyjna "Kotka"
Barbara Osterloff,Twój Styl nr 5, 01-05-1992
Kiedy wchodzi na scenę, szmer idzie przez widownię. W taki sposób publiczność wita tylko gwiazdy. I KRYSTYNA JANDA, bo o niej piszę, jest gwiazdą w przedstawieniu "KOTKI NA ROZPALONYM BLASZANYM DACHU" TENNESSE WILLIAMSA w warszawskim Teatrze Powszechnym. Gra ostro, impulsywnie, jakby nie dbała o sugestie reżysera. Jej bohaterka, Maggie, reaguje spontanicznie i tak nerwowo, że wiemy od razu - ukrywa coś. Papieros za papierosem, podniesiony głos, niepohamowane gesty, agresywność... Te zachowania zdradzają dwie rzeczy: pochodzenie (proste) i frustrację. Janda mocno podkreślą niezrealizowane aspiracje Maggie, także macierzyńskie. Rozpadło się małżeństwo, mąż pije, ma homoseksualne skłonności. Ale Maggie będzie walczyć, o niego i o siebie.
Oglądamy więc tutaj kolejną wersję postaci, jakie aktorka z powodzeniem już grała, bliską tytułowym dziewczynom z "Edukacji Rity" czy "Shirley Valentine". Przy czym żywiołowa chwilami ekspresja Jandy zderza się z całkowicie odmiennym aktorstwem PIOTRA MACHALICY w roli męża, powściągliwym i ściszonym. Brick jest nadwrażliwcem, introwertykiem, który od świata ucieka w nałóg. Ale wątek tej nieszczęśliwej i zagubionej pary małżeńskiej nie wyczerpuje fabuły sztuki Williamsa, autora od lat obecnego w naszych teatrach (m.in. "Szklana menażeria", "Tramwaj zwany pożądaniem", "Tatuowana róża"). Dom plantatora trzciny cukrowej "w delcie Missisipi", gdzie toczy się akcja, jest miejscem rodzinnego zjazdu. Imieniny ojca, śmiertelnie chorego (w tej roli HENRYK MACHALICA) stają się przysłowiową "pułapką na myszy". Wobec perspektywy odziedziczenia wielkiego spadku, pryska układność rodziny. Odsłaniają się prawdziwe uczucia oraz intencje niemal wszystkich - żony (dobra rola MIROSŁAWY DUBRAWSKIEJ), drugiego syna (ZYGMUNT SIERAKOWSKI), szwagierki (DARIA TRAFANKOWSKA). Nie ma powodu, by opowiadać tutaj perypetie sztuki. Warto może dodać, że oceniano ją różnie. Jedni uznawali "Kotkę" za dzieło znakomite (prestiżowa nagroda Pulitzera), inni zaś za tekst "błahy", "obyczajówkę z hafcikiem". Jan Kott napisał przed wielu laty: "połączenie trzciny cukrowej z freudyzmem, pederastią i impotencją było irytujące i już zbyt głupie". Przyznaję, że powyższa opinia jest mi bliska. Ale mogę docenić warsztat, literackie rzemiosło Williamsa, a zwłaszcza role, skreślone ze znajomością psychiki ludzkiej. Grały je słynne aktorki, Nathalie Wood, Elizabeth Taylor.
To przedstawienie, wyreżyserowane przez ANDRZEJA ROZHINA, już zdobyło sobie miano przeboju teatralnego sezonu, przynajmniej w stolicy. Teatry, walcząc o publiczność, szukają dzisiaj atrakcyjnego repertuaru i w samej tylko Warszawie obejrzeć można sztuki Cowarda, Cooneya czy Slade'a. Na ich tle "Kotka" zdecydowanie się wyróżnia. Teatr Powszechny gwarantuje poziom artystyczny, tyle że w komercyjnym stylu. Zwracam uwagę Państwa na scenografię ANNY MARII RACHEL. Eleganckie na amerykańską modłę wnętrze rezydencji jest bardzo efektowne. I tak oto duch "Dynastii" zagościł na polskiej scenie.
Janda jako "Kotka"
Top nr 9, 28-02-1992
Ten spektakl w Teatrze Powszechnym należy do najbardziej obleganych, i trudno się dziwić. Na scenie pojawia się rzadko oglądana Krystyna Janda. To zresztą chyba pewna prawidłowość ostatnich paru sezonów - powrót tealra gwiazdorskfego. Widz nie przychodzi, by przeżywać wraz z bohaterami egzystencjalne rozterki, głębię filozoficznych rozważań, lecz przede wszystkim by obejrzeć "na żywo" uwielbianą gwiazdę. Tworzywo dramaturgiczne jest tu jakby sprawą wtórną. Tak przynajmniej jest w przypadku "Kotki na rozpalonym blaszanym dachu" Tennessee Williamsa. Dramat, który w 1955 roku bulwersował Amerykę i przyniósł autorowi nagrodę Pulitzera, dziś - wobec zalewu książek i filmów gloryfikujących przemoc, seks w najbardziej wyrafinowanych formach - wydaje się być wyjątkowo grzeczny i ułożony. Ot, w dniu 65 urodzin superbogaty amerykański farmer dowiaduje się, że ma raka, a najbliższym bardziej zależy na jego majątku niż zdrowiu. Ma kłopoty ze starszym synem - alkoholikiem. Brick oprócz zbyt częstego zaglądania do kieliszka ma trudności z samookreśleniem seksualnym. Do żony czuje wstręt, natomiast darzy głębokim uczuciem przyjaciela, który zapił się na śmierć uprzednio zdradziwszy Bricka ze wspomnianą żoną. Całą tę zagmatwaną sytuację kreśli Williams powierzchownie, bez wchodzenia w głębię psychiki postaci.
Ale trzeba wybrać się do Powszechnego, by zobaczyć co z postaci zwietrzałego dramatu potrafią zrobić znakomici aktorzy. Krystyna Janda jako kochająca, walcząca o swoje uczucie i partnera kobieta tworzy w roli Margaret, żony Bricka wspaniałą kreację. Jest na swój sposób zmysłowa i delikatna, na swój sposób brutalna i arogancka. I te właśnie odpowiednio dobrane proporcje w osobowości Margaret czynią ją bardzo prawdziwą. Niemniej przekonujący jest Piotr Machalica w roli Bricka. Nieco flegmatyczny, o spowolnionych przez alkohol reakcjach baseballista, zachowuje się - kiedy trzeba - niezwykle przytomnie, z dużą wrażliwością i szlachetnością. A przecież jest jeszcze dobra rola Ojca (zarówno scenicznego jak i rzeczywistego) - Henryka Machalicy i Mirosławy Dubrawskiej jako Matki.
Reżyser Andrzej Rozhin, jak można wnioskować z rozwoju wypadków na scenie, pozwolił po prostu zagrać aktorom i pokazać swoje możliwości.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
"Na szkle malowane" - śpiewogra Ernesta Brylla i Katarzyny Gaertner w reżyserii Krystyny Jandy wskrzesza legendę o Janosiku. Teatr Powszechny w Warszawie 1994r.
Co Zbójnik Wytrzyma - http://www.youtube.com/watch?v=egulQQPlB3g
O tym jak umierał - http://www.youtube.com/watch?v=NfDWqr_2PNY
Wisieli Ojcowie Nasi - http://www.youtube.com/watch?v=BDO1TP6gtN0
Wodo, Zimna Wodo - http://www.youtube.com/watch?v=Haw3jDE3cdE
O tym jak się rodził - http://www.youtube.com/watch?v=7LTIt0iK9Bs
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Pozdrawiam serdecznie
Ania Mrożek