Dziś wyjrzało słońce,
inaczej niż zwykle.
Wychyliło się zza chmur błękitu,
było niewinne
jak pasterka na łące.
Wtulona w stado wełnianych głów.
Dziś zagrał Sinatra
melodie od serca.
Amerykański songbook.
Przypomniał mi się Rewers
i przekomiczna pani kreacja.
A później już tylko Warszawa,
co zakochać się można od pierwszego wejrzenia.
Ta Warszawa z mojego snu.
Dziękuje za Rewers. Dziękuje albowiem kocham kino, tak po prostu i zwyczajnie. A plusów w tym filmie można wiele naliczyć. I choćby tak rzadko eksponowane kobiety, nakreślone kreskami charaktery (od czasów Iwaszkiewicza nikt, a nikt nie potrafił, a może nawet nie chciał wysunąć kobiet na plan pierwszy i to w dodatku w niemałej ilości). A muzyka! A jazz! A to czarno-białe zdjęcie, wspomnienie z wczoraj! LIBERTY!!!
PS. Niestety śnieg nie chcę spaść w tym roku na nasze domy, teatry, kolorowe czapki i choinki w ogrodach. Jest dla nas srogi, uparty wręcz. W takim razie ja prześle pani odrobinę uśmiechu paczkowanego w gramach na dzisiaj, jutro i na wczoraj we wspomnieniach:D
/jacek/