Sobotnie, piękne wiosenne popołudnie, Stary Browar, tłumy ludzi.
Hol Multikina tętniący życiem, woń popcornu, rozgadani ludzie, roześmiana młodzież, a za chwilę, za drzwiami sali kinowej, totalna cisza...
Ludzi dość sporo. Spóźnieni, wchodzący już w czasie monologu, idą na miejsca tyłem, by jak najmniej uszło ich uwadze. Następny kontakt z rzeczywistością i otoczeniem to dopiero po napisach końcowych, po zapaleniu świateł. Wcześniej nikt nie drgnął. Może to namiastka tego "wystrzelenia w kosmos"...?
Jakaś inna rzeczywistość na pewno. Niesamowite.
W zasadzie o Tataraku chyba nie umiem nic powiedzieć. Chociaż właściwie... Może to głupie, może kompletnie niewłaściwe, ale ja nie umiem o tym filmie myśleć w kategoriach...filmu. Nie umiem go ocenić jako film dobry/zły, udany czy nie, wielkie dzieło czy arcydzieło. Dla mnie jest to...opowieść. Szczera, niewymuszona opowieść. Pięknie namalowana pejzażami, scenografią i formą. Iwaszkiewicz staje się tylko osią, wokół której ta Opowieść jest osnuta. Czyli czymś istotnym, ale wycofanym.
W pamięci zostaje głównie monolog. Słowa. Dziwię się tym, którzy... Chociaż nie, nie dziwię się. Każdy odbiera to, co widzi, inaczej i po swojemu, co innego dostrzega. Ale dla mnie cały anturaż tego monologu, to, czy Aktorka, a raczej Kobieta (niby to samo, ale dla mnie zmienia nieco perspektywę) jest w szpilkach czy nie, czy ma na sobie satynową koszulę czy kurtkę, nie miało praktycznie znaczenia. Właściwie gdyby nie wielokrotnie widziane zdjęcia i zapowiedzi, to nie wiem, czy wychodząc z sali potrafiłabym powiedzieć co Kobieta miała na sobie. Nie to było istotne. To słowa, historia i dwie Osoby były ważne. Kobieta i Jej Mąż. A także to, co monolog wzbudzał we mnie-widzu. Co przypominał, jakie wspomnienia odkurzał...
Mimo, iż nie są to wspomnienia przyjemne, bynajmniej, dobrze się stało.
Za to ja-widz mogę podziękować.
Poza Panią jeszcze jedna osoba w mojej prywatnej ocenie "wyszła przed szereg" w jak najbardziej pozytywnym sensie. Pan Jan Englert. Zawsze go ceniłam, ale teraz postawił tylko kropkę nad i. Zagrał, 'był' w tym filmie w jakiś taki...niesamowity sposób... Tak spokojny, że aż niepokojący.
Pani Krysiu, nie wiem czy mój odbiór tego, co zobaczyłam jest..."właściwy". Ale jest mój. Tak czuję. Pozwoliłam sobie na szczerość.
Cieszę się, że miała Pani szansę TO stworzyć. Że udało się stworzyć piękne dzieło o i dla Pani Męża.
To, że jest to film niewymuszony, z prawdziwej potrzeby i w konkretnym celu bije z ekranu.
Chapeau bas dla całej ekipy.
...
Oj, początkowo nie chciałam nic pisać. Potem stwierdziłam, że jednak, ale krótko, bo sama nie wiem co, a tu proszę... Poniosło mnie. Przepraszam, że zawracam Pani głowę swoimi wrażeniami. Ma Pani już na pewno serdecznie dość wszelakich opinii i recenzji. Ale skoro już napisałam, niech zostanie.
Pozdrawiam Panią bardzo, bardzo serdecznie...
N.