Do takiego wniosku dochodzę tuż przed swoimi 30 urodzinami. Kiedyś pisałem tu na forum, że nie będę już zabierał głosu, ale ostatnie „Ucho” sprowokowało mnie do pewnych refleksji.
Dochodzę do wniosku, że nierzadko ludzie po siedemdziesiątce są młodsi od moich rówieśników. Od dawna twierdzę, że młodość jest w głowie, a starości nie ma. Owszem są pewne utrudnienia i niedogodności związane z wiekiem i upływającym czasem, ale młodość to nie stare ciało i siwe włosy, to coś innego. Gdy patrzę na swoich „dojrzałych” znajomych po siedemdziesiątce: Kirę G., Ernesta B., Zygmunta M. z ich pogodą ducha, radością, pełnią energii i pomysłów, chęcią do życia i zdolnością zagarniania go pełnymi garściami, to wiem, że oni są młodzi i tacy dla mnie pozostaną. Przeciwieństwem są niektóre moje trzydziestoletnie koleżanki, w większości stare panny, utyskujące, narzekające i bez przerwy umęczone trudami dnia codziennego. Nie chcę tak i wiem, że to nie jest takie trudne być młodym na zawsze, do końca. Niedawno byłem na 95 urodzinach Ireny K., która występowała i na żywo śpiewała w spektaklu „Zielona Gęś”. Zarówno ona, jak i nagrodzona ostatnio w Gdyni dziewięćdziesięciodwuletnia Danuta Sz. są potwierdzeniem dla mojej tezy. Przykłady można mnożyć, bo jest ich wiele. Życzę Pani i sobie byśmy zawsze pozostawali w jednym wieku i zawsze byli młodzi.