Zastanawiałam się, co też takiego musiałabym napisać, czym zainteresować, jak rozśmieszyć (bo nie zasmucić), może zbulwersować, zastanowić, żeby podarowała mi Pani swój czas i uwagę...
I nagle, zupełnie nieoczekiwanie uświadomiłam sobie, że jest Pani "obecna" w najważniejszych momentach mojego życia.
Pierwsze fascynacje kinem moralnego, młodzieńczego niepokoju. Pierwszy poważny samodzielny wyjazd do dorosłego teatru. Wzruszenia, które przeżywałam wraz z Panią, choć siedziałam niewidoczna, wtopiona w fotel, zachwycowa. Niezliczona ilość klatek filmowych. Spotkania przy okazji promocji. Łzy, śmiech, a przede wszystkim przemyślenia nad kartami Pani książek, felietonów i dziennika. Trzymanie kciuków, żeby narodziła się Polonia. Zachłystywanie się jej atmosferą. Pani Krystyno, spędziłyśmy ze sobą naprawdę długie godziny.
A ostatnio "Lament". Fascynujący, pozostający w pamięci. Potrafiący sprawić, że przestałam słyszeć szum ulicy. A przede wszystkim "Lament", który ofiarował mi na wyciągnięcie ręki niemalże (choć nie odważyłabym się jej wyciągnąć) obecność Pani i Mistrza Wajdy. To była magiczna chwila. Podarowała mi skrzydła. A już myślałam, że nie odrosną...
Uchyliła mi Pani kawałki nieba. Wiele razy.
Już wiem, po co piszę.
Dziękuję.
I życzę tylko takich spotkań, które nie podcinają skrzydeł.