Droga Pani Krystyno!
Nie pisałam od dawna... też jestem trochę zabiegana, choć pewnie nie tak bardzo jak Pani, bo nie każdy ma w sobie tyle energii. Ale postanowiłam się z Panią czymś podzielić...
Podbiegam do bramy, furtkę trzyma jakiś młody chłopak, wpuszcza mnie do środka, ochroniarz nawet nie protestuje, zna mnie z widzenia, ciekawe co sobie myśli, jak widzi mnie po raz trzeci w jednym tygodniu. Przed wejściem stoją Pan Janek i Pan Rafał. Palą? Rozmawiają? Nie wiem, ale jak tylko mnie zauważą, uśmiechają się. Pamiętają mnie i te plakaty... Kto się pierwszy uśmiechnął? Ja do nich, czy oni do mnie?... Wymieniamy „Dzień dobry”. Jak miło to słyszeć, chyba od teraz dzień faktycznie będzie dobry.
Jestem już w środku. W lustrze po prawej stronie już od drzwi widać, kto siedzi w kasie. Pani Magda, najsympatyczniejsza, najbardziej uśmiechnięta osoba na świecie. Gdy mnie widzi zawsze najpierw jest... hmmm... zdziwiona, że „znowu”... a po sekundzie... jej uśmiech mówi „a no tak” : ) Zawsze o cos zapyta, jak trzeba podtrzyma na duchu, coś doradzi. Taki Dobry Duszek. Pewnie śmieje się ze mnie, jak wszyscy, że tak często przychodzę, ale mnie to nie przeszkadza. Ja naprawdę kocham to miejsce, a poza tym... pół minuty tam, jeden uśmiech... jest jak najskuteczniejsza terapia, działa na wszelkie smutki świata.
Właśnie zauważyła mnie Pani Maria, pod toną papierów, a przecież za godzinę spektakl. Też się uśmiecha i to tak jakbym co najmniej z księżyca spadła. I mówi... o rety z wrażenia nie wiem, co powiedziała... ale do mnie, powiedziała to do mnie! Robi m się ciepło na serduchu. Tak bardzo chciałabym zostać na spektakl... już go widziałam... nie szkodzi... i mam tyle pracy... Kurcze a miałam wpaść, zapytać tylko o jedną rzecz. Zadzwonił telefon, żegnam się. I co tu zrobić? Wrócić, czy iść się męczyć? Cały tydzień pracowałam... Na pierwszych pasach już wiem... wrócę...
Za godzinę jestem z powrotem. Dobrze ją spędziłam, nawet coś znalazłam, sumienie trochę spokojniejsze. W środku tłum ludzi. Oczywiście nie mam biletu, wiec zostają wejściówki... Są trzy kolejki, ludzie ustalają, zajmują miejsca, umawiają się, kłócą... „Pani jest za? To ja jestem przed!”, „Nie ja byłam wcześniej!”, „Ja stałam za taką panią z białą torebką. Ojej zniknęła...”, „A ja tu czekam od samego początku!” krzyczy ktoś z końca kolejki. Zamieszanie. Żeby tylko kogoś „znajomego” wypatrzyć... ooo, superszybkim krokiem, jak zwykle, przez tłum przedziera się Pani Sylwia „Dzień dobry!” och, znowu miło. I już mi lepiej, tłum nagle nie istnieje. Chociaż teraz wszyscy się na mnie gapią, zawsze tak jest, jak ktoś mi TU odpowie na „Dzień dobry”: )
Nagle słyszę w kolejce: „A mnie się wydawało, że ona kupiła BAJKę”, „Nie no co ty! Żartujesz! Przecież to jest świetny punkt w Warszawie, TUTAJ musi się udać!” No właśnie, musi, Pani Krystyno ; ) Za chwilę jakaś kobieta opiera się o ścianę. Druga przerażona krzyczy na nią: „Uważaj, bo zniszczysz, popatrz jak to staranie zrobione” i oglądając niemal przytulają się do ściany. A mnie się przypomina, jak zachwycałam się nimi, kiedy byłam tu pierwszy raz... no właśnie, nimi... znowu nie mogę sobie przypomnieć jak się nazywają „słynne... coś tam... Pani Prezes”, na „f”, f, f, f.... wiem „balaski” ; )
Kolejka ruszyła, ja oczywiście kupuję najdłużej, bo jeszcze tysiąc rzeczy muszę powiedzieć. Ale tak się cieszę, serce wali mi jak małemu dziecku na myśl, że zaraz dostanie wymarzoną zabawkę. Jeszcze życzenia „Miłego spektaklu” od niezawodnej Pani Magdy, uśmiech i... jestem na schodkach. „Fioletowe Pończochy”... jakby to powiedział Łukasz (R.Mohr w Darkroom) „sala nabita do ostatniego miejsca”. Potwornie ciasno, ale nie narzekam. Mogłabym wisieć na lampie, żeby tylko obejrzeć ten spektakl.... kolejny raz. Który to już? Aaa... nieważne ; ) ¦mieję się, jakbym widziała go po raz pierwszy i zawsze tak jest. To wspaniałe, że na progu człowiek zostawia wszystkie zmartwienia świata, zmęczenie, smutki, problemy... i żyje tylko tym co w sztuce, wzrusza się, śmieje, przechodzą go dreszcze, spływa na niego euforia... świat nie istnieje, jest tylko człowiek i spektakl, aktorzy, muzyka, światła... i na koniec ukłony, brawa, brawa i ukłony... i najszczerszy na świecie uśmiech Pani Córki, która (chyba) właśnie mnie zauważyła na tych schodkach... : ) znowu ciepło, miło na sercu...
Już wychodzę, jeszcze tylko łazienka, a tam jak zwykle to samo. Każdy, kto jeszcze w niej nie był, wchodzi i przez pierwsze pół minuty zachowuje się normalnie... aż nagle odkrywa coś niewiarygodnego... widzi mężczyznę! W damskiej toalecie! Zaczyna się rozglądać, patrzy na innych, wreszcie głupieje... po czym nagle zauważa, że nad „kuleczkami” jest nie lustro a szyba. Uspokaja się. I zaczyna się śmiać. Obserwuję tę sytuację przy każdych odwiedzinach, zawsze to tak wygląda, a po wyjściu wszyscy opowiadają sobie „wrażenia z toalety” ; )
Pani Krystyno, mam nadzieję, że się Pani nie gniewa, że tak osobiście, że tyle o moich spostrzeżeniach, że się tak rozpisałam i zabrałam Pani tyle cennego czasu. Wiem, że wiele razy i ja, i inni pisali Pani to wszystko, i pewnie doskonale zdaje sobie Pani z tego wszystkiego sprawę. I przepraszam, że to takie zwyczajne, proste, banalne... ale chciałam się z Panią podzielić „Jednym moim dniem w Polonii” dniem zwykłego, szarego widza, który przeżywa w Pani Teatrze (przez wielkie „T”) najwspanialsze chwile ostatnich czterech miesięcy. I to nie tylko za sprawą tej jednej sztuki... Przez „Ucho...”, „Miss HIV”, czy „Shirley” również! I choćbym widziała te spektakle dziesiąty, piętnasty, czy setny raz( do setnego jeszcze mi trochę brakuje), choć za każdym razem jest odrobinę inaczej (i dobrze, to w końcu urok teatru), to zawsze przeżywam coś fantastycznego, niezapomnianego... I to nie jest kwestia świetnego repertuaru, który niewątpliwie Polonia posiada. Ten teatr tworzą Ludzie. Wspaniali, zawsze uśmiechnięci pracownicy, fantastyczni, też uśmiechnięci aktorzy, których, jak nigdzie można spotkać przed i po spektaklu, i niejednokrotnie zadziwieni, ale szczęśliwi widzowie. Pani Teatr ma duszę, ciepło, pasję... I jak tu się powstrzymać i nie odwiedzić go kolejny raz?
Pani Krystyno, dziękuję Pani, za to, że stworzyła Pani miejsce, w którym człowiek może się odnaleźć, przeżyć coś wspaniałego i znaleźć motywacje do życia, swój sens. Dziękuję wszystkim, którzy Pani pomagają, Pani Marii, Pani Magdzie, Pani Sylwii... przepraszam, nie umiem wymienić wszystkich, ale dziękuję ciepło, gorąco! Za każdą miłą chwilę, mądrą myśl, ciepłe słowo, uśmiech... za to wszystko niemierzalne, ale jakże cenne!
Pozdrawiam najserdeczniej i życzę wszelkie pomyślności!
Marta Więcławska
PS
Na pasach przy Placu Konstytucji dwie kobiety: „Jaki ten spektakl rewelacyjny!”, „A widzisz mówiłam ci, że się będziesz dobrze bawić!”, „Ale było wspaniale i ten dowcip taki inteligentny, a aktorzy... postać geja wspaniale zagrana!” I myślę sobie tylko, jakie to miłe, że ktoś mnie rozumie...