Pecha to ja miałam kiedyś, jak czekałam kilka miesięcy na Pani przyjazd do Impartu ze spektaklem i nagle musiałam jechać na sympozjum do Warszawy.
Ja w Warszawie- a Pani- we Wrocławiu.
To dopiero niefart!
Zdaje się, że nie czytała Pani tego, co napisałam 2 tyg. temu, więc wklejam raz jeszcze, bo pomyślałam sobie, że to i Panią ucieszy.
Właśnie do domu wypisaliśmy naszą Mysię.
Spędziła u nas 7 miesięcy.
Urodziła się w 26 tyg. ciąży.
Ważyła zaledwie 560g. Główka wielkości piłki ping-pongowej, kończyny grubości długopisu.
Wola życia tego dziecka była naprawdę niezwykła.
Dziś waży 3850g
¦mieje się, rzuca zabawkami, "czyta" identyfikatory personelu.
Fajna jest.
Mówiliśmy na nią „nasza Mysia”
Kupiłam jej piękna sukienkę w truskawki i taki też kapelutek- na pożegnanie.
Mam jej radosne zdjęcie- ale tu nie zamieszczę ze zrozumiałych względów.
Bardzo się cieszymy, że przeżyła, że rośnie, że poszła do domu.
Pozdrawiam
M