Dawno mnie tu nie było. Ostatnio chyba we wrześniu, jak urodziły mi się trzy koty i prosiłam o pomoc w rozdaniu przychówku. Niestety nikt, ale to zupełnie nikt się nie odezwał (oczywiście oprócz miłej odpowiedzi pani Krystyny). Na szczęście koty udało mi się "rozprowadzić" po rodzinie i znajomych. Potem zostałam babcią (nie kocią i nie całkiem starą), potem nie miałam nic ciekawego do napisania i tak mineło przeszło pół roku.
Tyle tytułem wstępu. A teraz do rzeczy !
Nie zdawałam sobie sprawy, że mam lęk wysokości. Co prawda miałam kiedyś takie dziwne uczucie, podczas patrzenia w przepaść (w górach oczywiście), że coś mnie ciągnie w dół, ale składałam to na karb nerwicy wychodzącej w tym przypadku poza "granice normy". Dziś już wiem, że to właśnie jest jeden z objawów lęku wysokości. No nic, nie wiedziałam i dlatego bez żadnych obaw wsiadłam na wyciąg krzesełkowy na Butorowy Wierch w Zakopanem. Odjechaliśmy kawałek, spojrzałam w dół... może 2-3 metry... i chcę wysiadać. Taka panika mnie ogarnęła, że naprawdę ciągnęło mnie żeby zeskoczyć. Było już jednak zbyt wysko, więc "wbiłam" się w siedzenie, zacisnęłam ręce na poręczy i jadę i tylko odmawiam "zdrowaśki" (naprawdę) i uważam, żeby tylko nie spojrzeć w dół. Tymczasem mój małżonek jadący obok, pyta dlaczego nie podziwiam widoków - jest tak pięknie!!!.
Dojechałam - ten koszmar trwał 20 minut. Nigdy już nie wsiądę na otwarty wyciąg. W zamkniętej kabince jakoś jest lepiej. Z trudem też pokonałam Kopiec Kościuszki, te kręte ścieżki nad samym brzegiem, bez poręczy br....
To tyle. Pozdrawiam serdecznie.
Joanna z Warszawy