Droga Pani Krystyno
Dziękuję Pani po stokroć za dzisiejszy wpis do dziennika, napisała Pani dokładnie o tym, co mi ostatnio w duszy gra...Sama pisałam o tym dość dawno, jeszcze chyba w starej korespondencji...Bardzo się cieszę, że ten temat wrócił, nawet nie wyobraża sobie Pani jak bardzo...¦więte słowa, Pani Krystyno, nic dodać, nic ująć...Wywołana do tablicy odpowiem tylko na Pani pytanie: tak, słyszałam ostatnio, i to całkiem niedawno, że ktoś się kimś innym zachwycił, że go chwalił...Jakże trafne są Pani słowa o lęku przed wyrażaniem własnych myśli, uczuć...jak często sprowadzamy to tylko do słów: "No, przecież i tak wiesz...". I choć dobrze wiemy, to tak bardzo sami pragniemy tego słuchać...wciąż, stale...Dzisiaj, bardziej niż kiedykolwiek, potrzebujemy jeszcze więcej odwagi na to, żeby powiedzieć komuś, że go lubimy, podziwiamy, szanujemy, kochamy...tak łatwo być dzisiaj posądzonym o interesowność, fałsz, nieszczerość, manipulację...Przez całe moje życie staram się być wierna temu, aby mówić, mówić, mówić...staram się nie zważać na odbiór, reakcje, komentarze...to czasem nie tylko trudne, ale i przykre, nawet bardzo przykre. Po śmierci mojej siostry, która zginęła w wypadku samochodowym ponad 2 lata temu, z wielkim bólem uświadomiłam sobie, że nigdy nie powiedziałam jej, ot, tak po prostu, że ją kocham, mimo iż doskonale o tym wiedziała. Trudno jest mi z tym żyć. Przysięgłam sobie w tamtym momencie, że już nigdy nic mnie nie powstrzyma od powiedzenia tego, co czuję. Jej śmierć spowodowała we mnie ogromne spustoszenie emocjonalne...Najbardziej bałam się więc, że mimo złożonej sobie obietnicy, nie będę może już nigdy miała ku temu okazji. Na szczęście myliłam się...Jestem pewna, że na szczęście.
Pani Krystyno, kocham Panią jako artystkę, szczerze podziwiam za wszystko, co Pani robi, ogromnie szanuję za wierność świętościom - rodzinie, ojczyźnie...
Przesyłam ukłony
Małgorzata M z Warszawy